Eviline
Dołączył: 04 Sty 2014
Posty: 133
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 15:41, 05 Sty 2014 Temat postu: 5.01.13 - Rajd 15 km |
|
|
Stałam na dziedzińcu ładując jedzenie, apteczkę, zapasowy popręg, wędzidło, ciuchy, maści i przede wszystkim dużo wody do mojej torby wierzchowej. Wszystko się w końcu może przydać. Secretariat stał dymny i podekscytowany a ja miałam nawet ostrogi. ubrana byłam dość ciepło a Rudzielec miał owijki z maścią by schładzały mu nogi. Huh... Pożegnałam się z Andrzejem i ruszyliśmy. Wyjechaliśmy z bramy Deandrei i ruszyliśmy kłusem w stronę gór. Wjechaliśmy do lasu, na szlak. Ogier miał postawione uszy i nasłuchiwał. Ciekawska bestyjka się w końcu czymś zajęła. Bałam się trochę jak ogier przejdzie ten rajd i czy da radę bo to w sumie jeden wielki okrąg starym szlakiem wokół stadniny. Teren stał się bardziej piaszczysty i miał sporą ilość kamieni więc zwolniliśmy do stępa. Ja już odczuwałam tą górę jak Boga kocham.Ogier szedł dzielnie, wspinał się a ja po prostu pochyliłam się do przodu. Podkłusowaliśmy by szybciej znaleźć się na płaskim. Góra nie była zbyt duża ale jak ktoś miał lęk wysokości [taka ja] to zaczynał panikować a my mieliśmy jeszcze most bo był tam wielki wodospad. Zwolniłam przed nim ogiera i powoli acz spokojnie zaczęliśmy go przechodzić. Secretariat zaczął kulić uszy, rżeć i machać łbem. Bał się tak samo jak ja.
- Musimy to przejść kochany. Damy radę. - Mówiłam do niego cicho ale wiedziałam że słyszy. W końcu przeszliśmy upiorny most, ledwo zdążyliśmy zagalopować a już musieliśmy zwolnić do stępa bo wchodziliśmy w wąską uliczkę. No nie... To nie jest fajne. Ogier szedł ostrożnie uważnie unikając poranienia o kamienie. Ja już się zdążyłam zahaczyć i przyfasolić głową. Cudownie. Chciałam jak najszybciej stamtąd wyjść. Ogier szedł żwawo. Nie bał się. Poklepałam go w nagrodę za odwagę a sama sięgnęłam do tyłu po wodę i się napiłam. Dobrze że to tylko 15 kilometrów ale poprawimy kondycję. Trochę obciążyłam ogiera żeby rajd dał jakiś sens. Wyszliśmy z alejki i zatrzymałam się. Zsiadłam i wytarłam go z potu po czym ponownie nałożyłam maść i owijki. Wsiadłam i ruszyliśmy galopem do przodu. Na trasie mieliśmy jeszcze jezioro więc tam odpoczniemy na chwilę dłuższą. Ogier galopował jak wariat. Pędził szybko i widać podobała mu się ta wyprawa. Zresztą nie tylko jemu. Nagle ostre zejście w dół. Gwałtownie zatrzymałam ogiera i dopiero stępem ruszyliśmy. Odchyliłam się zadowolona z mojego dzielnego Rudzisza. Szedł ostrożnie i pilnował każdego ruchu w zejściu. Gdy dotarliśmy na równy grunt przyśpieszyliśmy do galopu. Pojawiła się przed nami kłoda którą Kasztan z chęcią przeskoczył. W sumie pod rząd było ich pięć i ogier trochę się zmachał ale był zadowolony. Ruszyliśmy dalej kłusem i tak dotarliśmy do jeziorka. Rozsiodłałam ogiera i założyłam mu derkę. Nie pozwoliłam mu ani wchodzić do wody ani jej pić. Jeszcze nie mógł. Był zbyt zgrzany. Usiałam więc obserwując ogiera i odpoczywając. Napiłam się wody i myślałam że się oblałam a tu deszcz... Lunęło porządnie więc szybko wrzuciłam wodę do torby, zdjęłam derkę z Secretariata i zaczęłam go siodłać. gdy tylko przyczepiłam torbę i zapięłam popręg wsiadłam i ruszyliśmy pełnym galopem czerpiąc z niego energię. Galopujemy dopóki możemy bo po błocie z takiej ulewy wolałabym nie ryzykować. Znów szliśmy pod górę lecz nie tak bardzo jak wcześniej więc pozwoliłam sobie na kłusa. Ogier szedł dzielnie i nie marudził. W sumie zarżał tam co jakiś czas i nic więcej. Z góry od razu schodziliśmy w dół. Było tak stromo że zsiadłam i poprowadziłam konia. Ześlizgnęłam się ale na szczęście trzymałam się wodzy a Secretariat mocno się zaparł bo nie chciałabym zlecieć. Ogier szedł powoli choć sądzę że to bardziej on mnie prowadził niż ja jego. Na dole wsiadłam i puściliśmy się galopem w stronę stajni. Przeskoczyliśmy ze trzy parkowe ławki i jeden pień a gdy wjechaliśmy na dziedziniec zorientowałam się ze jesteśmy cali w błocie więc poszliśmy się myć.
Post został pochwalony 0 razy
|
|