WSR Apocalyptica

Eviline

Dzisiaj czekał mnie bardzo ciężki dzień, albowiem miałam dzisiaj wprowadzać Little Bita w odstawy reiningu, no ale nigdy nie jest tak źle, aby nie mogło być lepiej. Spakowałam wszystkie graty do samochodu i wyruszyłam w drogę, ani się nie obejrzałam z oddali widziałam majestatyczną stadninę, ahh moja kiedyś też będzie taka piękna– pomyślałam. Wysiadłam z auta i poszłam poszukać Deidre, szybko ją znalazłam i razem poszłyśmy do stajni. Ku mojemu ździwieniu ogier był czyściutki niczym łza i wiercił się z nudów przypięty dwoma uwiązami do boksu.
- Hej mały, to co które z nas da sobie w kość ? – powiedziałam czule, a on zarżał
- On chyba nie chce dostać w kość tylko jakąś marchew czy coś.. – śmiała się Deidre.
- Jak na treningu zasłuży to dostanie, a tym czasem trzeba go osiodłać . – stwierdziłam i chwyciłam za pad leżący tuz u moich stóp. Sprzęt był starannie ułożony pod boksem, Dei chyba nie miała co robić .. Siodłanie poszło mega sprawnie, i po chwili kierowaliśmy się już na ujeżdżalnię, dzisiaj pogoda była świetna. Ustawiłam się na środku placu, poprawiłam strzemiona i wsiadłam, a Dei udała się do biura załatwić jakieś papierkowe sprawy. Podpięłam jeszcze popręg i ruszyłam stępem wokół ujeżdżalni. Little był trochę spięty, co kilka kroków przyśpieszał, raz zakłusował, oczywiście skorygowałam i wróciłam do stępa. Po okrążeniu tempo było równiejsze więc zaczęłam robić po trzy wolty w każdym z narożników, jedną dużą, drugą średnią, a trzecią małą. Po ostatnim z narożników zmieniłam kierunek przez przekątną i wykonałam bardzo wąską serpentynę i wjechałam na długą ścianę na prawą rękę. Postanowiłam zakłusować, przycisnęłam łydki i wypchnęłam go biodrami, reakcja była natychmiastowa ale Bit znowu szedł strasznie nierówno, tu przyśpieszał tu zwalniał. Chwilami jakby tracił równowagę, ale to nic dziwnego bo nigdy nie miał na sobie westernowego siodła. Po jednym okrążeniu zmieniłam kierunek przez półwoltę, na drugą rękę jechało mi się zdecydowanie lepiej. Po kilku moich nieudolnych próbach zrównania tempa w końcu się to udało, szedł teraz lekkim o średniej prędkości kłusem. Ale nie trwało to jednak długo przed nosem przeleciał mu wróbel, a to przecież był idealny powód aby się spłoszyć…. Ruszył jak burza, zanim się uspokoił przegalopowałam z nim jakieś trzy okrążenia, coraz mniejsze i mniejsze, ale na luźnej wodzy w końcu przeszedł o chód niżej, ale po 10 metrach przeszłam znowu do stępa na uspokojenie, niestety nic to nie dało szedł niczym lama z głową w chmurach i sztywno tak strasznie sztywno. Porobiłam więc wolty i przejścia do stój, ładnie mu wychodziły nawet, chociaż na początku zanim się zatrzymał to robił jeszcze spora ilość kroków, ale nie dostawał wyraźnego sygnału od wodzy, wszystko starałam się robić od dosiadu i łydek, nie skracając ani o centymetr długiej luźnej wodzy. Wjechałam na ścianę i zakłusowałam na lewą rękę. Zrobiłam serpentynę i stał się cud, Little Bit odpuścił i się rozluźnił Oo Teraz szedł tak miękko, i już nie z głową w chmurach tylko jak przystało na prawdziwego westernowca z główką spuszczoną na dół, byłam mega zadowolona. Stwierdziłam, że już czas na galop. Na zakręcie mocno wypchnęłam do swoim dupskiem i zagalopowałam, nie odpowiadało mi tempo chociaż tym razem równe, to o wiele za szybko. Ale udało mi się to bardzo szybko poprawić, o wiele lepiej się z nim pracuje jak już się rozluźni, z resztą chyba jak z każdym koniem. Dobrze, więc nauka prawdziwego reiningu zaczyna się teraz ! Oczywiście nie mam na myśli sliping stoopów, czy spinów na początek, ale czegoś łatwego koła. Tak idealna koła wykonane w galopie. Najpierw wjechałam na największe koło jakie tylko mi się udało i jechała powoli, wręcz patatajem, i jak już udało mi się wyjechać ślad idealnego koła po jakiś trzech próbach to mocno dodałam łydki, koń teraz pędził i to nie byle jak, nie spodziewałam się, że ten ogier ma w sobie tyle energii, koła były wykonywane bardzo energicznie, ale niestety czasem trochę tracił równowagę i wyjeżdżał ze śladu, przeszłam do kłusu i przejechałam ten ślad na drugą rękę, potem powoli zmniejszałam koła, aż nie stwierdziłam najmniejszej jego średnicy do wykonania w galopie i zagalopowałam. Powoli bardzo powoli galopowałam po śladzie najmniejszego z kół, wolniej szło mu o wiele lepiej, prawie nie wyjeżdżał za ślad, proporcjonalnie do tego jak bardzo zwiększałam obwód koła zwiększałam też tempo galopu, teraz gnaliśmy już po największym z nich. Gniady szedł świetnie, przeszłam do kłusa pojeździliśmy trochę kół jeszcze, ze dwie serpentyny, poćwiczyliśmy przejścia stęp-kłus, kłus-stęp, i stój-kłus, kłus-stój. I przeszliśmy do stępa, mega zadowolona z treningu wróciłam do stajni, Bitt był trochę spocony, ale nasz trening zaowocował pięknymi kołami, przejściami i rozluźnieniem więc Deidre tez była zadowolona z początków westernowej kariery Bitka. Zdjęłam cały sprzęt, wyczyściłam go i założyłam derkę bo nadal był trochę mokry i dałam marchewkę w nagrodę, w sumie ta marchewka wazyła z jakieś 1:4 kilo więc zadowolony rozprawiał się z nią kilka minut. A ja się ogarnęłam i wróciłam do Ahory.