Eviline
Dołączył: 04 Sty 2014
Posty: 133
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 23:20, 02 Cze 2014 Temat postu: 2.06.14r - wyścig 1500m |
|
|
Przeraźliwy dźwięk budzika zwlókł mnie wreszcie z łóżka, a przecież wyłączałam go już sześć razy... Tomek musiał coś przy nim majstrować i ustawić ich więcej... Cóż za przewidywalność z jego strony. Podniosłam tyłek z wyra (ależ to subtelne, nie?) i wyruszyłam ospale do kuchni. Oczywiście musiałam pomylić drogę, w końcu jeszcze zostały mi przyzwyczajenia po Deandrei i tym cudem trafiłam do łazienki zamiast do kuchni. Przeklęłam głośno, mogłam. W końcu były pustki, zaledwie mieszkałam z Nojcem, która ostatnimi czasy wyjechała sobie gdzieś i zostałam na gospodarstwie sama. Grr... Cofnęłam się do kuchni i załączyłam czajnik, ospale spojrzałam na zegarek i wybałuszyłam oczy. Godzina sama w sobie mnie przerosła. Pobiegłam na górę, ubrałam się i umyłam w tempie spłoszonego konia i wróciłam na dół by szybko zrobić sobie napój Bogów - kawę. Oczywiście nikt nie zrobił zakupów, ale przeżyłam to dzielnie i nawet czarna bez cukru była do wypicia. Pognałam do stajni.
Minęłam padoki, oraz wielki parking i dotarłam do stajni. Mały, przytulny budynek miał swój urok, a padoków i pastwisk był taki ogrom, że konie nawet nie musiały mieć ustalonych godzin wychodzenia na nie, gdyż ja z Nojcem bywałyśmy tu o zupełnie innych godzinach. Poleciałam do boksu Ósmej, która przywitała mnie nieco ospałym chrapnięciem.
Wyprowadziłam klacz z boksu i uwiązałam pomiędzy nimi, a sama poleciałam po sprzęt i szczoty. Wracając zahaczyłam o jakąś poręcz, co momentalnie mnie postawiło na nogi i wykazało, że to jest niezbyt dobra pora na przysypianie.
Położyłam wszystko koło Belles i zaczęłam porządne szorowanie kobyły. Przyznam, że niezwykle ciężko było usunąć wszystkie zaklejki i dziękowałam w duchu, że nie jest ona siwa, chociaż w porównaniu z albinosem to i tak by było pół biedy. Doszorowałam jakoś też jej kopyciska i zaczęłam ją "ubierać". Największy problem był jak zwykle z owijkami, gdyż moja perfekcja sprawiła, że wielokrotnie zaczynałam od nowa, by było idealnie i nie za mocno. Pomińmy też problem z nakładką, który zaginął w akcji, bo wzięłam nakładkę po Secretariacie, która mimo wszystko była zbyt wyszarpana i stara, ale okazało się, że jest po prostu przy siodle wszechstronnym. Z ogłowiem poszło gładko, jest grzeczna, nawet jeśli robi kopytne protesty.
***
Gotową Eight wyprowadziłam ze stajni i od razu na nią wsiadłam by po drodze zrobić rozgrzeweczkę, co sprawiło, że droga na tor wydłużyła nam się wręcz potrójnie przez slalomy i zmienianie chodów, już nie wspominając o samym wyrywaniu się Ósmej do szybszego tempa, które by zbyt wiele dobrego nam nie wniosło. Sam stęp był nudzący, ale nie ospały. Powolność nas męczyła, ale w końcu trzeba było się rozgrzać przed biegiem. Dodatkowo było duszno, więc warunki nieco utrudnione. Pchnęłam ją do kłusa i zaczęłam jakiś wyimaginowany slalom by się porozciągać i poprawić jej koordynację. Pochrapywała co jakiś czas zbulwersowana, gdy robiłam kółko wokół własnej osi, raz w lewo, a raz w prawo. Też nie byłam tym zachwycona, ale niestety takie życie. Nie ma tu czasu na zbędne przyjemności, gdy praca czeka. Naładowane pozytywną energią weszłyśmy na tor i ustawiłyśmy się w startboksie który wcześniej ustawiłam minutnikiem. Poprawiłam się, a klaczy ustawiłam dobrze gogle, a raczej sprawdziłam, czy są dobrze. Zajęłam sensownie wygodną pozycję i lekko chwyciłam grzywę Belles, a wtedy otworzyła się bramka. Nawet moja nieuwaga nie spowodowała żadnej straty, gdyż klacz wybiegła jak poparzona i od razu uczepiła się barierki przebierając kopytami ile sił w mięśniach. Odbijała się mocno, ale wiedziałam, że to nie jest szczyt jej możliwości. Oddychała poprawnie miarowo, a ja w ogóle nie czułam jej zmęczenia, które już powinno lekko naskakiwać na nas obydwie. Klacz elegancko słuchała się moich poleceń i była gotowa na każdą moją komendę, nie wychylała się sama i czekała cierpliwie. Byłyśmy bardzo blisko pierwszego zakrętu, przy którym klacz czekała do ostatniej chwili ufnie wierząc, że ją zwolnię, co też zrobiłam, bo w kaskaderów się nie bawimy. Mimo wszystko skręciłyśmy trochę za ostro, mocno trzymałyśmy się barierki i nic nam się nie stało, a ona wyraźnie była zadowolona ze swojego sukcesu. Po zakręcie wydłużyła chód na co jej pozwoliłam bez żadnego stresu, przednie kopyta miała wyraźnie przed sobą, tylne mocno wyprostowywała za każdym odepchnięciem się. Pełny, czysty i piękny galop. Żałowałam, że nie mogę zobaczyć tego z boku i rozkoszować się tym widokiem. Uśmiechnęłam się lekko i popędzałam klacz delikatnie by jej nie blokować i zachęcić do dania z siebie wszystkiego. Skrycie chciałam ją też wymęczyć, by nie było później marudzenia i pyskowania, ani skarg i zażaleń do mnie, bo nie zliczyłabym ile to już razy musiałam się wysłuchiwać przez jej pokłady energii i wydawać pieniądze na naprawy chociażby ogrodzenia.
Klacz szła pewnie i nie była ani trochę zmęczona, w zakręt weszła lekko, jakby w ogóle nie było tej prędkości, przy której właśnie pędziłyśmy. Oplotła mnie duma, ale zachowałam zimną krew i z ekscytacją pchnęłam ją mocno ku mecie, która już była niezwykle blisko, bo chwilę za zakrętem. Wrzuciła chyba najszybszy dotąd bieg i wręcz leciała w stronę końca trasy. Czułam jej pozytywną energię i radość z biegu. Wiedziałam, że to kocha.
Metę przekroczyłyśmy chwilę później, zawsze przy tym czuję się, jak w zwolnionym tempie, choć wszystko dzieje się nadzwyczaj szybko. Jak najspokojniej zwolniłam klacz do kłusa i zrobiłam kilka małych kółek w lewą i prawą stronę, po czym poklepałam ją z uśmiechem i przeszłam do stępa w którym już odeszłyśmy w stronę stajni. W końcu jeszcze wiele do zrobienia.
Post został pochwalony 0 razy
|
|