Nojec
Administrator
Dołączył: 22 Wrz 2011
Posty: 109
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 16:38, 22 Wrz 2011 Temat postu: 23.03.11 Małe skoki w ramach odskoczni |
|
|
Dziś wyjątkowo, chcąc dać Etosowi odpocząć od ujeżdżenia postanowiłam z nim trochę poskakać. Pewnie myślicie: "Chce popełnić samobójstwo i zabić konia przy okazji?". Może i tak. Jednak jak patrzyłam na skoki Etera w korytarzu to poprawiała mu się technika, a na 50 cm raczej się nie zabijemy, w końcu to prawie jak drągi. Gdy przyszłam konio akurat się pięknie wytarzał, na szczęście nie w błocie. Dziś szybko go złapałam, nawet nie próbował uciekać. Poklepałam po muskularnej szyi i zaprowadziłam przed boks. Uwiązałam mocno, zdjęłam z niego derkę i szybko przeczesałam całego konia włosianką. Zlepek sierści jeszcze nie zdążył sobie narobić, a nawet jak już, to i przy miękkiej szczotce łatwo schodziły, więc luzik. Gorzej było z grzywą i ogonem. Minęło dobrych 20 minut, nim się z nimi uporałam, a obok pojawiła się Naut, szykując sobie Seiguento.
-O. Co będziecie robić? - Zagadałam do Rysualki
-A w sumie nie wiem. Możliwe, że trochę poskaczemy - Odparła. - A wy? - Dodała po chwili
-My? Będziemy się zabijać na 50 cm - Parsknęłam klepiąc pf-a po zadzie.
-Serio? Może zadzwonię już po lekarza i weterynarza... - Powiedziała nieco wystraszona.
-Co ty...Przecież to drągi prawie, raczej się nie wywalimy. - Odparłam z uśmiechem i poprosiłam Etera o jedną z nóg. ładnie podał, jak resztę, był jakiś z lekka śnięty, może w końcu nie miał nadmiaru energii.
-No dobra, ale nie odpowiadam za szkody, jakie wyrządzicie - Powiedziała z wrednym uśmieszkiem.
-No ok. - Odpowiedziałam i założyłam Etosowi ochraniacze skokowe na wszystkie 4 nogi. Sięgnęłam po niestety nasze jedyne tutejsze siodło ujeżdżeniowe i założyłam na grzbiet konia, zapięłam mocno popręg, ale derkę rzuciłam w kąt paki. Było już cieplutko, a Tiara nie miała nic przeciwko, gdy z nią o tym gadałam. Stwierdziłam, że z taką grzywą, to nie damy rady, więc szybko, byle jak, ale mocno zrobiłam mu doplatanego warkocza i zdjęłam kantar, by założyć ogłowie z oliwką. Na szczęście meksykana jeszcze posiadaliśmy. Eter bez oporu przyjął wędzidło i zaczął je międlić, czując jakąś zmianę. Pozapinałam paski, dopasowałam nieco i możemy ruszać. Opuściłam strzemiona, sprawdziłam popręg i władowałam się na grzbiet bułańca.
Ruszyliśmy stępem na parkur. W razie czego miałam na głowie kask, a w dłoni palcat skokowy. Ostrogi, które wzięłam na zaś-zaś powiesiłam na jednym ze stojaków i na pobudzonym widokiem przeszkód koniu stępowałam luźno przez 10 minut. Szybko dołączyła do nas Naut i spotkać można było kręcącą się w pobliżu Nojkę. Łaziłyśmy tak w kółko w sumie gadając w najlepsze, gdy źle ustawiony budzik zadzwonił w mojej kieszeni.
-Oho...To znaczy, że czas zaczynać - Dodałam z uśmiechem. Wyłączyłam telefon, zdjęłam z ogiera derkę i pozbierałam w stępie, po czym ruszyłam energicznym kłusem pośrednim. Luźniejsza wodza, niskie ustawienie, ale zad zaangażowany. Eter parsknął parę razy, po czym w odpowiedzi na mój dosiad zgrabnie przeszedł do stępa. Zmiana kierunku i kłus. Parę przejść do stęp czy stój, następnie drążki na kłus roboczy. ładnie podnosił nogi, szanował je. To dobry znak. Poklepałam go i jeszcze 3 razy, potem z drugiej strony. Gdy odklepaliśmy te swoje 4 razy zsiadłam i rozszerzyłam je na kłus wyciągnięty, jednocześnie podnosząc o 10 cm. Wsiadłam na konia, nabrałam wodze na normalny już kontakt i energiczny najazd. Koń stawiał duże kroki, nogi podnosił wysoko, a łeb obniżył, uważając, by się nie potknąć. Bardzo ładnie pracował, angażował się i przyjemnie bujał grzbietem. Jeszcze 2 razy i 3 razy z drugiej strony. Poklepałam go, zatrzymałam od dosiadu i zwęziłam drążki na kłus zebrany, podwyższyłam o kolejne 10 cm. Wsiadłam, ruszyłam kłusem, pozbierałam Etosa i równym, spokojnym kłusem zebranym najeżdżamy sobie na cavaletti. Eter z początku wydawał się przejść je na czysto, jednak przewrócił ostatnią. Poprosiłam kręcącą się w pobliżu Nojkę, by poprawiła. Podziękowałam i jadąc kłusem zebranym aktywizowałam jego chód. Ładnie przeszedł na czysto, potem też już bez "zrzutek". Pojeździliśmy sobie w obie strony i pora na galop. W narożniku usiadłam do kłusa ćwiczebnego, przesunęłam prawą łydkę za popręg, lewą nieco mocniej przyłożyłam do boku ogiera, wypchnęłam biodra do przodu i przejście w miękki, równy i dość szybki galop. Chcąc się przyzwyczaić do niesiedzenia w ujeżdżeniówce zrobiłam półsiad i poprosiłam ogra o mocniejszy galop. Zrobił to bardzo chętnie, galopował miękko, kryjąc dużą powierzchnię i parskając w rytm kroków. "Myślałam, że będzie gorzej" pomyślałam czując się nawet stabilnie w takim półsiadzie. Przeszliśmy do kłusa i zmiana kierunku przez półwoltę, zagalopowanie z drugiej nogi i mocno do przodu. Przelatując obok Nojca poprosiłam go, by ustawiła nam drągi na galop roboczy. Zgodziła się i poszła rozstawiać belki. Ja zaś zwolniłam Etera do zwykłego galopu, wyjechałam na środek, zaokrągliłam jego galop i lotna. Bardzo ładna, po niej machnięcie ogonem, jednak obyło się bez bryknięć. Parę mniejszych wolt w tę stronę, potem kolejna lotna i parę woltek w drugą. Przejechaliśmy 3 razy przez drągi, zmieniliśmy kierunek w kłusie i z drugiej strony w galopie. Stwierdziłam, że jesteśmy rozgrzani, więc przeszłam na chwilę do stępa, by odsapnąć.
Dałam pf-owi 5 minut luzu, następnie pozbierałam do kupy i ruszyłam kłusem. Pierwszą przeszkodą była koperta 30 cm. Prosty, duży najazd w równym tempie. Bułaniec już się napalał, gdy przytrzymany na wodzy zwolnił grzecznie i w dobry miejscu odbił się nieco pokracznie, jednak oddał czysty, dobry jak na łamagę skok. Poklepałam go i jeszcze raz. Dużo lepiej. Trzecie podejście i zagalopowanie, jedziemy z galopu. Ogier chciał lecieć na łeb na szyje, jednak nie pozwoliłam mu i skłóceni źle wypadliśmy z odskokiem. Koń stanął, a gdy dostał palcatem po zadzie wybił się wysoko w górę i wylądował twardo, na szczęście złapał równowagę. Naprowadziłam go mocniejszym galopem, jednak to ja dyktowałam tempo. Dobrze się wybił i już spokojniej, lżej poszybował jak bocian nad kurdupelkiem wyciągając łeb w dół i patrząc na przeszkodę. Gamoń kochany. Jeszcze jeden skok z tej nogi i lądujemy na drugą. A przynajmniej tak miało być. Ostatecznie było tak: najazd dobry, bardzo wczesne wybicie, przy lądowaniu pomylił nogi i mało się nie zabił na prostej drodze. Przeszłam do kłusa i mimo wszystko poklepałam. Ważne, że skacze. Zagalopowanie z drugiej nogi i to samo. Najazd okrągłym, dość mocnym galopem. Poczułam, że chce wyłamać więc zamknęłam go w pomocach, a fule przed przeszkodą pacnęłam go w łopatkę. Od razu lepiej skoczył. Po miękkim lądowaniu pochwała i jeszcze raz. Tym razem bez palcata - dobrze. Za trzecim razem wybił się z niewiadomych powodów mocno w górę, wylądował ładnie na drugiej nodze i strzelił kilka pokaźnych baranków. Poklepałam łobuza i zawinęłam na stacjonatę 40 cm z wskazówką. Eter postawił uszy, napalił się i dopiero lekko szarpnięty machnął łbem i zwolnił, cudem trafiając z fulą między drąga a przeszkodę. Skoczył dobrze, mimo swojego lekko sarniego stylu i ciągłego gapienia się na przeszkodę. Poklepałam go i jeszcze raz. Na czysto, o wiele lepiej niż przedtem. Zmieniliśmy nogę w galopie i z drugiego zakrętu. 3,2,1, hop, HOOOP. Potem 3,2,1, hop, STOP. Skarciłam go palcatem (klapka robi więcej hałasu niż bólu, w przeciwieństwie do bata ujeżdżeniowego) i jedziemy jeszcze raz. Zamknięcie w pomocach, równe tempo, trafienie w drąga, i dobry, łagodny skok.
-Tak! Dobry konik! - Poklepałam go i dałam chwilę luzu w galopie. Jedno okrążenie i potem nabrałam wodze, ogarnęłam rumaka i linia na 3 fule: murek 50 cm i okser 50 x 40. Ogier zamknięty w pomocach, na odskoku dostał motywującego leciutkiego kopniaczka, ładnie pokonał murek, potem cudem wpasowaliśmy się do oksera. Wybił się z krzyża, z ogromnym zapasem - bardzo nieekonomicznie, jednak jemu to niepotrzebne. naprowadziłam go jeszcze raz. Murek ładnie, za to w środku się wyciągnął i bardzo wcześnie zdjął na oksera. Tyłem zgarnął dalszy drążek. Wystraszony puścił się mocno do przodu, potem jednak wyhamował przed barierką. Dobrze, że nie zamierza jej skakać, bo na 100% zginęlibyśmy oboje. Kochana Noj poprawiła drąga i jeszcze raz. Spokojny, równy najazd, po murku przytrzymanie i dobrze wyszło. Po skoku zatrzymanie i pochwała.
-Skakać coś jeszcze? - Spojrzałam na dziewczynę.
-Ustawię Ci coś, dobrze chodzi. Myślałam, że zginiecie już na kopercie. - Zaśmiała się i kazała stępować.
Po 5 minutach miałam w sumie ten sam parkur, ale wszystko miało 60/70 cm wysokości. Zdziwiona spojrzałam znacząco na konia, jednak stwierdziłam, że raz kozie śmierć. Ruszyłam galopem i pewnie naprowadziłam na kopertę mająca teraz ok. 60 cm. Eter już hamował, jednak dostał palcatem po zadku i skoczył wysoko, z krzyża. Pochwaliłam za oddanie skoku i stacjonata 70 cm. Teraz już bez wskazówki. Mocny najazd i na odskoku mocniejsza łydka, dzięki czemu skok oddany. Tym razem Eti zaokrąglił grzbiet, by zobaczyć, co skacze. Po zmianie nogi czekał na nas murek 65 cm. Zamknięcie w pomocach, wzięcie konia bardziej na siebie, zaokrąglenie i dobry, płynny skok. Potem 3 fule i za bliski odskok na oksera 70 x 70. Mimo to Eter wiedząc, że ma skakać wybił się w górę i mimo zrzucenia tyłem dzielnie pokonał przeszkodę. Poklepałam go sowicie i dostałam rozkaz jechania jeszcze raz szeregu. Jak rozkaz to rozkaz. Nabrałam na nowo wodze i nakierowałam bułanka na murek, mający teraz nagłym trafem 70 cm. Wybił się wysoko, jednak pokonał przeszkodę na czysto. Potem 3 krótsze już fule do oksera i mocna łydka, dobry skok.
-Tak! Super! Dobry konik! - Powiedziałam klepiąc ogiera po szyi. 2 koła galopem na luźnej wodzy, jedno kłusem i do stępa. Przykryłam mokrego od potu łobuza i stępujemy sobie 15 minut. Byłam dumna z mojego fajtłapy. Człapiąc sobie powoli patrzyłam jak Naut skacze na Seigu. Doszli dość wysoko, przynajmniej w porównaniu z tym, co skakaliśmy z Edkiem. W końcu zjechaliśmy z parkuru i wjechaliśmy do stajni.
Zatrzymałam bułanego przed jego boksem, zeskoczyłam na ziemię, zdjęłam z niego siodło, ochraniacze i ogłowie, założyłam kantar i derkę, następnie odstawiłam do boksu na 30 minut. Pozbierałam sprzęt, ogarnęłam trochę wokół nas i w końcu wypuściłam ogra na padok, niech zażywa dobrej pogody.
Post został pochwalony 0 razy
|
|