Nojec
Administrator
Dołączył: 22 Wrz 2011
Posty: 109
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 16:43, 22 Wrz 2011 Temat postu: 10.09.11 Ujeżdżenie: Bawimy się elementami klas N i C |
|
|
Jako, że Etos był w bardzo dobrej formie i gdy chciałam przenieść go już na emeryturę to źle to znosił stwierdziłam, że ok. Pobawimy się jeszcze, popracujemy ale już lżej. Więcej pojeździmy w tereny, pobawimy się, może nawet spróbujemy jazdy na cordeo? Gdy przyjechałam po dość długiej nieobecności w Star Horses Nojka od razu wyszła do mnie z wyrzutami, że koń lada dzień rozsadzi boks albo zacznie robić krzywdę wszystkim wokoło. Skulona wysłuchałam jej opowieści jak to już parę razy spryciarz wyleciał z padoku dzikim galopem, otworzył sobie drzwi i dreptał po stajni albo próbował zamordować stajennego. No cóż... Kolejny okaz z ADHD, do tego jeszcze napakowany jak kulturysta. Gdy rysualka gadała ja powędrowałam do siodlarni, przyniosłam cały potrzebny mi sprzęt przed boks bułańca i polazłam po niego na padok. Kiedy Nojka spostrzegła ogiera galopującego na ogrodzenie stwierdziła, że musi popatrzeć na moją dzisiejszą jazdę. tak więc z rzepem w postaci właścicielki stajni najpierw zebrałam z padoku wariata, który przywitał mnie radosnym rżeniem i niezbyt delikatnym, ale szczerym szturchnięciem i mizianiem. Zaprowadziłam go wpierw na lonżownik, gdzie przeganiałam nieco w te i we w tę, następnie już spokojniejszego zabrałam przed boks.
Wręczyłam rysualce uwiąz a sama jak chwyciłam za szczotki, tak biedny maluszek musiał pożegnać się ze swoją wspaniałą maską kamuflującą i odżywiającą skórę stworzoną z najróżniejszych rodzajów błota i piachu, zebranego chyba z całego padoku. Etos wiercił się, tupał i machał łbem, ale nie odpuszczałam. Musiałam go doczyścić. Rozczesałam jego kłaki wyrywając przy okazji jakąś 1/4, rozczyściłam kopyta podawane z nadmierną wręcz ochotą i w końcu założyłam rumakowi siodło, ogłowie z munsztukiem, komplet ochraniaczy ujeżdżeniowych plus kaloszki na przody. Sama założyłam moje nieździeralne rękawiczki i tak gotowi na trening wyszliśmy z stajni. Nojka stwierdziła, że idzie po chipsy i colę, bo musi się poczuć jak w kinie. W końcu zostawieni na chwilę sami powędrowaliśmy na halę. Ma placu było mokro i nieprzyjemnie, poza tym ogrodzona wysokimi ścianami czułam się pewniej.
Wgramoliłam się na grzbiet bułanego i na luźnej wodzy wykonujemy kolejne okrążenia po śladzie. Zmieniałam co jakiś czas kierunki, sprawdzałam jak tam stoi z kontaktem i po 5 minutach skróciłam nieco wodze i na lekkim kontakcie jakieś koła, wolty, półwolty, serpentyny, ósemki, wygięcia. Po kolejnych 5 nabrałam wodze na normalny kontakt i stęp pośredni, wolty 10-15 m, gęste serpentyny, częste zmiany kierunków, przejścia, łopatki, ustępowania, ciągi. Bułan był przyjemny do pracy w stępie. Lekko rozkojarzony, ale sumiennie wykonujący każdy element z wręcz aptekarską dokładnością. Był pozbierany, przejścia wykonywał praktycznie od samego dosiadu. Po kolejnych 5 minutach wykonaliśmy parę przejść między stepem pośrednim a swobodnym, wyciągniętym czy zebranym. Tu pojawił się jeden mały, cichy bunt szybko stłumiony w zarodku i potem ładna, porządna praca. Nojka uważnie obserwowała każdy nasz krok z góry, zwanej zazwyczaj trybunami.
Postanowiłam zakłusować. Prawie 20 minut stępa na pewno wystarczyło nam na rozgrzanie mięśni. Musnęłam bułanego łydkami i energiczny kłus, duże kroki i parcie do przodu. No ok, na razie możemy chwilę popruć. Popuściłam lekko wodze i na lekkim kontakcie, w niskim ustawieniu pojeździłam z ogrem po ścianach i dużych kołach, od czasu do czasu wykonując a to jakąś szeroką serpentynę, a to ósemkę, zmianę kierunku i tak przez pierwszych... 10 minut? Tak około. Potem zaczęła się praca. Normalny kontakt i ustawienie, kłus głównie pośredni, koła od 15 m w dół, częste zmiany kierunków, ciasne serpentyny, przejścia, wygięcia w obie strony. Ogier dzielnie stawiał czoła wyzwaniom rzucanym przeze mnie, jeśli jednak coś nie było dla niego jeszcze możliwe w wymaganym stopniu - jasno dawał mi to do zrozumienia. Powoli jego bunty znikały, a pojawiała się efektywna, przyjemna praca. Tak upłynęło nam kolejnych parę minut. Stopniowo zaczęłam włączać w to wszystko łopatki, zady, ustępowania, ciągi, dodania, skrócenia no i parę zwrotów na przodzie i na zadzie. Eti wszystko wykonywał na luzie, jednak starannie. Bardo ucieszył się na wieść o dodaniach i wykonywał je z taką aprobatą, że wielbiłabym go, gdyby tak właśnie chodził na zawodach. Owszem, było parę spięć po nich, bo spryciarz jakoś chwytał sobie wędzidło i mogłam powiedzieć "papa" skróceniu czy po prostu przejściu do spokojniejszego kłusa. Z czasem jednak wywalczyłam swoje i wybiłam ogierowi z głowy takie głupie pomysły. Postanowiłam pobawić się w parę ciekawych kombinacji. Dosłownie 3 bądź 4.
Kombinacja 1: Jedziemy kłusem zebranym na długiej ścianie. Pomiędzy początkiem a środkiem ściany wykonujemy woltę 10 m, po niej zatrzymanie, zwrot na przodzie, stęp pośredni i półwolta, następnie ruszenie kłusem pośrednim, łopatką do wewnątrz , prostujemy przed narożnikiem, przejeżdżamy krótka ścianę i potem na przekątnej zamiennie dodanie/ciąg/ustępowanie. To ćwiczenie zachęciło ogiera do słuchania sygnałów, większego zaangażowania i szybkiej reakcji. Eteryczny szybko zaczął sobie z nim radzić.
Kombinacja 2: Jedziemy stępem pośrednim na linii środkowej. W X ruszamy kłusem roboczym i robimy woltę 10 m w prawo, potem 10 m w lewo. Zatrzymujemy się w punkcie X po ich wykonaniu, cofamy parę kroków, robimy pełen zwrot na zadzie/na przodzie i ruszamy kłusem. Czasem były też warianty bez cofania. To ćwiczenie było proste i raczej służyło nam na upłynnienie zmian ustawienia i reakcję na pomoce. Przy okazji dopracowaliśmy zwroty oraz cofanie.
Kombinacja 3: Kłus pośredni. Na długiej ścianie dodanie, na krótkiej skrócenie, wolta i zatrzymanie. Ruszenie kłusem zebranym, przez pół długiej ściany zad do wewnątrz, potem wyprostowanie, wyjazd na linię środkową i kolejne dodanie zakończone zatrzymaniem i nieruchomością. Tu Eter musiał przypomnieć sobie, czym są przejścia między chodami zebranymi a wyciągniętymi oraz że z kłusa wyciągniętego też można się zatrzymać. Zad do wewnątrz był urozmaiceniem i dobrym środkiem na niekodowanie w głowie ogiera "długa ściana = dodanie". Poświęciliśmy tej kombinacji więcej czasu, w końcu jednak wychodziła nam bez problemu.
Stwierdziłam, że czas na galop. Przeszłam jednak do stępa dać chwilę bułanemu odpocząć. Gdy oddech się mu ustabilizował nabrałam wodze i zagalopowanie ze stępa. Płynne, chód od razu energiczny. Ba, spotkałam się nawet z paroma lekkimi barankami i usłyszałam śmiech Nojki.
-No co? Pobrykać nie można? - Powiedziałam, gdy odzyskałam kontrolę nad rumakiem.
-On tak śmiesznie bryka, że nie można się nie śmiać. Taki kucyk po prostu, dupkę podrzuci raz czy drugi, lekko podfrunie i nagle oczy wielkie, że on nad ziemią był - Dziewczyna mówiła przez ataki śmiechu. Stwierdziłam, że jak chce się śmiać to niech się śmieje, ja mam tu konia do przepracowania. Parę zmian kierunków z przejściami do kłusa i do stępa, potem galop pośredni, koła, wolty, wygięcia, w następnej kolejce dodania i skrócenia, łopatki, a na koniec ciągi, lotne najpierw pojedyncze, potem co 4 tempa, co 3 i co 2. Tu się ogr pogubił, mało nie wywrócił, ale potem przynajmniej bardziej patrzył na to, jak nogi stawia. Przejście do stępa, chwila odpoczynku i znów galop. Zbieramy się i na linię środkową. Tam półpiruet przy X, półpiruet przed ścianą i zatrzymanie. Pochwała, zagalopowanie z drugiej nogi i na ścianę, potem znów na linię środkową i półpiruety w ilości 2. Etos rozgrzany, skupiony i już nieco zmęczony posłusznie wykonywał elementy, jak zwykle z swoją szaleńczą wręcz dokładnością. Dałam mu na chwilę luźniejsze wodze i potem znów. galop zebrany, na linię środkową i tym razem piruet. Spokojnie, w pełnym skupieniu i koncentracji, potem pochwała i lotna, robimy woltkę i w tym samym punkcie piruet w drugą stronę. Pod koniec bułany się lekko usztywnił, ale po ukończeniu wyraźnie dał mi do zrozumienia, że ma dość pracy na dziś.
Nie chcąc zadręczać staruszka rozkłusowałam i rozstępowałam go na luźnych wodzach, następnie wróciliśmy do stajni.
Przed boksem zsiadłam, podpięłam strzemiona, odpięłam popręg i zdjęłam z pf-a siodło. Spocił się lekko pod popręgiem i tyle. Ma kondychę facet. Z pomocą zachwyconą naszą pracą Nojką zdjęłam mu ochraniacze i ogłowie, założyłam kantar i dokładnie schłodziłam nogi na myjce. Dodatkowo poświęciłam trochę czasu na wypielęgnowanie ogrowej grzywy i ogona, aż w końcu wstawiłam anielsko spokojnego już konia do boksu i zostawiłam sam na sam z kuszącą marchewką w żłobie, sama odniosłam sprzęt i poszłam popatrzeć morderczym wzrokiem na okolicznych przechodniów ;]
Post został pochwalony 0 razy
|
|