Joanne
Dołączył: 22 Wrz 2011
Posty: 15
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 21:25, 13 Gru 2011 Temat postu: Relacja z zajeżdżenia (by Joanne) |
|
|
Za namową Crunchy postanowiłam zajeździć Sensa. Ustaliłyśmy, że doprowadzę go do momentu przyjęcia jeźdźca w trzech chodach, może zrobię bazę na podstawy. Wszystko wyjdzie w praniu.
Punkt 1 – Lonżowanie:
Pierwszych parę dni poświęciłam na nauczenie gniadosza chodzenia na lonży. Z początku wykorzystywałam do tego kolejno Crunchy, Nojkę, Skrzydlaka... Kto się napatoczył. Pracowałam z nim codziennie, lonżując na kantarze. Ogier szybko załapał i po tygodniu bardzo sprawnie reagował na komendy głosowe, działanie lonży, czy bata.
Punkt 2 – Przyzwyczajenie do ogłowia, lonżowanie w nim:
Kolejnym krokiem było zapoznanie Sensowego z ogłowiem. Dałam mu na to 2 tygodnie. Z początku raz dziennie, po lonży lub w jej trakcie zakładałam gniademu samo ogłowie, bez wędzidła. Zapinałam nachrapnik i podgardle, przyzwyczajałam do dotyku wodzy na szyi czy łopatce. Ogier dzielnie przewalczył swój lęk i już bęzwędzidłówka nie byłaby problemem. Z wędzidłem zapoznałam go po którejś lonży, kiedy to ogrzane, wysmarowane jabłkiem wędzidło delikatnie wsunęłam do buzi młodziaka, który nie stawiał oporów, gdyż jego smak przypadł mu do gustu. Zaproponowałam Crunchy pożyczenie smakowego gumowego, które jak się okazało ma w asortymencie. Od tego czasu przynajmniej raz dziennie, na coraz dłużej Sens poznawał uczucie kiełzna w pycholku. W końcu przyczepiłam wędzidło do ogłowia i założyłam wszystko jak każdemu innemu rumakowi. Sens przyzwyczajany do tego dzień w dzień nie sprawiał większych problemów. Dwa dni oprowadzałam go na kompletnym ogłowiu, potem zaczęłam w nim lonżować. Młody szybko załapał i zaakceptował kiełzno. Osiągnęłam swój cel w odpowiednim czasie.
Punkt 3 – Przyzwyczajenie do ochraniaczy, czapraka, pasa:
Kolejnych parę dni poświęciłam na zapoznanie gniadego z ochraniaczami, czaprakiem i pasem. Uważałam, że zakładanie od razu siodła nie jest najlepszym pomysłem. Tak jak ochraniacze gniady miał już na następny dzień i musiał w nich spacerować, co wyglądało przezabawnie, a potem jeszcze latać po padoku razem z ogłowiem, to przestał się przejmować ich obecnością. Czaprak najpierw dokładnie obwąchał, potem trochę się powiercił i już. Nic strasznego. Tak upłynęły nam dwa dni – na przeganianiu, a potem spacerku z czaprakiem na grzbiecie. Pas pokazałam mu pod koniec dnia drugiego, delikatnie układając na grzbiecie i przechodząc tak parę kroków. Bez zapinania. Na dzień następny założyłam mu normalnie ochraniacze, czaprak i pas, który delikatnie zapięłam tak, by nie zsuwał się i nie latał, ale też by go zbytnio nie uciskał. Tak ubranego konia przelonżowałam i cieszyłam się, że nie siedzę na jego grzbiecie. Na drugi dzień było lepiej, a trzeciego dnia zapięłam pas już normalnie, bez takiego luzu. Sensowaty trochę brykał, ale pod koniec lonży się uspokoił. Włączyłam do pracy gog. Luźny, ale działający gdy zadzierał łeb. Trochę tak sobie popracował nad mięśniami przy okazji zapominając o złośliwości innych rzeczy, potem pochodził w wypięciu i na szczęście wszystko obyło się bez groźniejszych scen, bo bardzo uważnie wszystko ustawiałam. Na ostatni dzień tygodnia poszłam z gniadym na spacer po lesie, na kantarku, korzystając z resztek trawy.
Punkt 4 – Przyzwyczajenie do siodła:
Kolejnym punktem było przyjęcie siodła. Wybrałam lekkie, wytrzymałe siodło wszechstronne. Pokazałam je Sensowi po pewnej lonży, układając na grzbiecie i robiąc z nim parę kółek na luźno zapiętym popręgu. Ogier fajnie na to zareagował, szybko się rozluźnił. Następnego dnia zamiast pasa założyłam mu na grzbiet siodło. Bez strzemion i puślisk, je wzięłam w rękę. Polonżowałam go spokojnie, a gdy je zaakceptował i się rozluźnił zaczęłam szczękać strzemionami. Od razu przerażenie w oczach, ale po paru minutach młodziak spostrzegł, że krzywdy toto nie robi i nie trzeba się bać. Drugiego dnia powtórzyłam czynność, a pod koniec przypięłam strzemiona do siodła i zapoznałam z bokami ogra. Schody. Długo czekałam, aż gniady przestanie panikować na ich dotyk, w końcu się udało. Oprowadziłam go parę razy z wiszącymi strzemionami i wystarczy. Następnego dnia miał wolne, a jeszcze następnego poskakał luzem. Całkiem całkiem ma technikę Ogłowie zaakceptował już zupełnie, tak samo ochraniacze. Kolejnego dnia założyłam mu kompletne siodło, ogłowie i spółkę, gog i tak przelonżowałam. Pod koniec dopięłam drugą lonżę i chwilę poprowadziłam młodego w tenże sposób.
Punkt 5 – Praca na dwóch lonżach/długich wodzach:
Uważam, że jest to przydatny element pracy z młodym koniem, uczy go prawidłowego reagowania na wodze bez jeźdźca na grzbiecie. Sens szybko łapał o co mi chodzi, nauczyłam go czym jest półparada, jak się skręca itp. Było trochę adrenalinki na początku, ale potem już spokojnie, coraz lepiej. Stwierdziłam, że konio jest gotowy na jeźdźca. Poskakałam trochę przy nim, powsadzałam nogę w strzemię, stawałam nad nim i w końcu zabrałam się do roboty.
Punkt 6 – Wsiadanie:
Gniady przestał się przejmować moimi wyczynami, więc pewnego dnia zaangażowałam w robotę Nojkę, która trzymała konia wówczas gdy ja delikatnie, stopniowo obciążałam jego grzbiet. W końcu się przewiesiłam. Ogru dostał cuksa, trening skończony. Potem przewiesiłam się na dłużej, a Noj oprowadziła Sensa parę razy. W końcu zaczęłam siadać normalnie w siodło, a osoby pomagające mi prowadziły sensowego coraz częściej stojąc pośrodku placu, trzymając lonżę i wsio.
Punkt 7 – Pierwsze kłusy + nauka sterowania:
Gdy Sensowaty przywykł do jeźdźca na grzbiecie w stępie, do wsiadania na najróżniejsze sposoby przygarniałam różne osoby na treningi i zaczęły się pierwsze kłusy, nauka skręcania, no podstawy podstaw. Gniady szybko łapał, chociaż od razu poczułam, że nie jest on aż tak chłonny na nowe rzeczy, tak sprytny jak niektóre konie z którymi miałam przyjemność pracować. W końcu jednak potrafiłam sterować gniadoszem w stępie i kłusie, wykonywać proste przejścia w miarę płynnie, czułam też dużą poprawę jego równowagi.
Punkt 8 – Przyjęcie jeźdźca:
Zaczęły się galopy. Sens Życia szybko skojarzył o co chodzi. Mimo iż sporo się nabrykał to obyło się bez badania jakości piachu przeze mnie i kontuzji u ogiera. Najpierw jeździłam sobie stępo-kłusem i byłam brana z gniadym na lonżę pogalopować, potem stopniowo np.po lonży chwila galopu samodzielnego na dużym kole/elipsie, z czasem lonżę wyłączyłam z obiegu i pracowałam z gniadoszem w galopie na kołach i ścianach. Ogr stosunkowo szybko zaczął łapać fajną równowagę, dobrze rokował.
Punkt 9 – Praca nad podstawami + zapoznanie z drągami:
Pracując dalej nad równowagą szlifowałam też podstawy ujeżdżeniowe, jakie powinien posiadać każdy koń. Były nimi w miarę płynne przejścia w górę i w dół z zachowaniem równowagi, czekanie na sygnały jeźdźca, nauka współpracowania z nim. Wtedy to Sens poznał pojęcie półparady i ustawienia. Łapał całkiem szybko, ale nie w locie. W pracy nad równowagą pomogły nam drążki, z którymi zapoznałam ogiera stopniowo. Najpierw jeden drąg, potem dwa, trzy, w stępie, w kłusie, w galopie. Spodobało się to gniademu i machał łapskami pod chmury, czasem też brykając. Szybko ogarnął, że tego się nie skacze, a przechodzi, był pod tym względem bystrym uczniem.
Post został pochwalony 0 razy
|
|