Skrzydło
Dołączył: 22 Wrz 2011
Posty: 86
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 21:47, 05 Sty 2012 Temat postu: Pleasure by Joanne |
|
|
Po wyczyszczeniu Sokisty postanowiłam wpaść do Bmeranga. Deresz był jednym z bardziej lubianych przeze mnie koni, może ze względu na to, że kiedyś z nim pracowałam. Pomyślałam, że trochę westernu się przyda. Zabrałam z siodlarni potrzebny mi sprzęt i po ułożeniu go na placu powędrowałam po łogra. Bum pasł się spokojnie nieco w głębi pastwiska. Na mój widok zastrzygł uszami, zrobił parę kroków to w moją stronę, to ode mnie, ostatecznie wołany przyszedł ze skulonymi uszami.
-O, widzę, że robisz postępy chłopia - Powiedziałam gładząc deresza po czole, przypinając uwiąz do jego kantara i prowadząc Quartera na plac. Bum czasem machnął groźnie głową, jednak nie wykonywał niebezpieczniejszych ruchów. Na miejscu przywiązałam go w miarę luźno, ale bez przesady, poklepałam i szybko czyścimy. Miał sporo zlepek na zadzie i brzuchu, poza tym był czysty. Uporałam się w miarę wszystko, Bum z początku wredny i przeszkadzający po jakimś czasie stanął, rozluźnił się, odciążył nogę i zaczął drzemać w cieple porannego słońca. Gdy skończyłam z jego miejscami brunatną sierścią chwyciłam grzebień i rozczesałam krótką grzywę, oraz długi ogon. Spojrzałam na konia. Wyglądał lepiej, a drzemiąc wyglądał na niewinne, spokojne stworzenie. Niestety, tylko wyglądał. Byłam zmuszona obudzić ogiera, aby podał mi nogi. Ku zdziwieniu nie tylko mnie, ale i Carroty, przechodzącej obok nogę podał od razu, bez oporu. Tak samo było z tyłem, drugim tyłem i drugim przodem. Zaskoczona podarowałam dereszowi w nagrodę cukierka. Schrupał go leniwie, a ja zajęłam się siodłaniem. Założyłam Bumowi jego ochraniacze treningowe, siodło westernowe z padem o podobnej kolorystyce i ostatecznie ogłowie. Bumerang nie chciał przyjąć wędzidła, jednak jakoś sobie z tym poradziłam. Poklepałam konia, chwyciłam wodze i podprowadziłam do schodków. Podciągnęłam popręg, ustawiłam strzemiona jak należy i ze stopni wgramoliłam się na grzbiet Quartera. Bum czując człowieka usztywnił się, machnął ogonem i stał jak kołek wbity w ziemię. Dobrze zrobiłam biorąc bata, ale wolałam go dziś nie używać.
Na lekkie łydki reakcji nie było, na mocne ogier ruszył leniwym stępem. Popukałam go lekko bacikiem po zadzie, przykładając delikatnie łydki, by zrozumiał, że nie powinien zlewać tego sygnału, inaczej może być niemiło. Stępem już nieco energiczniejszym powędrowaliśmy na maneż. Było przyjemnie - nie za gorąco, nie za chłodno, lekki wiaterek i promienie słońca. Bum był z początku sztywny, więc po zrobieniu sporej ilości okrążeń wzięłam wodze w obie dłonie i zaczęły się wolty, zmiany kierunku, ba, nawet wygięcia mogące robić za wstęp do łopatek. Starałam się nie wyginać deresza tylko do wewnątrz, by mu nie zaskoczył wewnątrzskręt. Bumerang z początku niechętnie wykonywał moje polecenia, jednak z czasem zaczął się rozluźniać, uelastyczniać i ładniej reagować a pomoce. Sporo zatrzymań - pracujemy nad błyskawiczną reakcją. W końcu wzięłam wodze w jedną dłoń, sprawdziłam popręg, pojeździłam z ogierem po ósemce i zaczynamy kłus. Lekka łydka - przyspieszenie. Mocniejsza łydka - mocniejsze przyspieszenie. W końcu zastosowałam lekką łydkę + lekki bat na zadzie. Od razu kłus. Uparty koń z niego.
Na początku deresz był spięty, głowę trzymał raczej w górze, ogółem zero zaangażowania. Ponagliłam go do żwawszego kłusa, a łapiąc wodze w dwie łapki i wykonując czasem lekkie półparadki zachęcałam go do rozluźnienia się i opuszczenia łebka. Dużo wolt mniejszych, większych, serpentyny, przejścia do stępa i częste zmiany kierunków. Te elementy doprowadziły do tego, że po jakiś 10 minutach kłusa Bum rozluźnił się, przyjął prawidłową postawę i wyraźnie uregulował rytm kłusa. Poklepałam go i zatrzymanie. Sporo kroków stępa, słaba reakcja na dosiad. Ruszenie kłusem i zatrzymanie. Bardzo ładne, równe, koń prosty. Sowita pochwała i ruszenie kłusem. Znów zatrzymanie. Chwila stania i ruszenie stępem. Przejście przez drągi na stępo-kłus i przechodzimy do jogu. Ładny, rozluźniony koń, widać, że zrobił duże postępy. Pojeździliśmy trochę z przejściami jog-kłus, jog-stęp-jog, jog-stój-jog itd. Wychodziły nawet nawet, spodziewałam się gorszej pracy u ogiera. Ten jednak zaangażował się w trening i naprawdę ładnie chodził. Zatrzymałam go i cofanie. Zgrabne, chętne. Ruszenie stępem z cofania - no problem. Pochwaliłam Buma i w kłusie przejeżdżamy przez drągi. Nogi nieco niechętnie podnoszone do góry, co zaowocowało częstymi puknięciami. Przy kolejnej próbie mocniej docisnęłam łydki i zacmokałam na ogiera. Dużo lepiej. Pochwaliłam i do stępa, bo zaraz galop.
Gdy złapaliśmy oddech skróciłam lekko wodze, uświadomiłam deresza, że zaraz będzie praca i w najbliższym narożniku zagalopowanie. Płynne, miękkie przejście w ładny, równy galop. Pochwała głosem i od dosiadu zwalniamy do lope. Bum nieco niechętnie wykonał polecenie, usztywniając się, jednak chwila pracy na kole, z wodzami w dwóch łapkach pomogła się rozluźnić i wbić w jeden rytm. Po wykonaniu paru okrążeń sprawdziłam jak się mają koła. Były w porządku, ten chód był na tyle spokojny, że w odpowiednim momencie mogłam skorygować ogiera. Spróbowałam przejść do jogu. Nieźle mną szarpnęło, ale przeszliśmy. Z jogu ruszenie lope na prostej. Dobra noga, dobre tempo, dobry koń. Znów przejście do jogu - lepiej, mniej zarzucone, płynne, ale nadal brak równowagi i spokoju, Bum gubił kontakt z jeźdźcem, a dokładniej jego ręką. Znów zagalopowanie, chwila lope i do jogu. Dużo lepiej. Pochwaliłam, zatrzymałam. Ruszenie galopem ze stój. Chwila galopu, przejście do lope i z lope do stępa. Ładnie, płynnie. Ruszenie lope ze stępa i lotna zmiana nogi. Ładna, bez brykania. Pochwała, trochę jazdy po ścianie w lope i galopie, potem koła w lope, koła w galopie i przejścia lope-stęp-lope. Od razu fajnie wychodziły, więc lope-stój-lope. To już nie było takie proste. Bumerang musiał naprawdę wolno galopować, by wykonać poprawne zatrzymanie. Mieliśmy z tym trochę problemów. Mimo to, po jakimś czasie zaczęło nam to wychodzić. Poklepałam już lekko mokrego ogiera i dałam odsapnąć w stępie. Nie był to jednak koniec pracy. Gdy ochłonął wykonałam cofanie, i z niego zagalopowanie. O dziwo przejście świetne, żadnych problemów. Pochwaliłam Buma i jeździmy po ósemce z lotnymi. Najpierw duża, na cały maneż, potem coraz mniejsza i mniejsza. W końcu robiliśmy malutkie zakręty i po jakiś 2-3 fulach była lotna, potem znów 2-3 fule i lotna. Wszystko na ósemce. W końcu stwierdziłam, że wystarczy i pogoniłam deresza do mocnego galopu. Niech się chłopak wyszaleje. Ogier wyciągnął się, szedł pewnie, szybko i zręcznie. Zgrabnie wyjeżdżał narożniki, a gdy wzięłam go na koło poprawnie utrzymywał wygięcie. Postanowiłam zrobić w czymś takim lotną. Mocny galop po przekątnej, lotna z bryknięciem i dalej galopujemy. Tego bryknięcia oczekiwałam. Kolejna lotna - bez bryknięcia. Pochwała i zwalniamy do lope, następnie do kłusa.
Poklepałam Bumeranga po obu stronach szyi i kłusujemy sobie po ścianach, koń z łebkiem w dole, rozluźniony i zadowolony, ja siedząca głęboko w siodle, odprężona i zmęczona. Przejście do jogu, parę okrążeń tym chodem i do stępa. Tak jak zwykle wyjechaliśmy z maneżu i skierowaliśmy się w stronę lasu. Bumerang już nie przejmował się tak bardzo zmiana otoczenia, szedł dalej z głową w dole, spokojny i zmęczony. Leśnymi ścieżkami postępowaliśmy sobie z 15-20 minut, następnie wracamy przed stajnię.
Na placu zsiadłam z ogiera, poklepałam go i zaprowadziłam na stanowisko, gdzie był uwiązany przed jazdą. Zdjęłam z niego siodło, ochraniacze, ogłowie i na kantarze poprowadziłam w stronę myjki. Schłodziłam mu nogi, umyłam kopyta i w końcu ciepławą wodą zmoczyłam całego konia. Poprosiłam Carrot o przyniesienie szamponu, sama przekonując ogiera, że woda na uszach i pysku nie gryzie. Spłukałam dokładnie każdy skrawek jego ciała, zakręciłam kurek i odebrałam szampon. Po paru minutach Bumerang pokryty był białą pianą. Chwyciłam szlaufa, odkręciłam trochę bardziej niż letnią wodę i zaczęłam dokładnie spłukiwać z ogra szampon. Przyznam, że deresz był bardzo brudny. Woda i piana, które z niego spływały były brązowe. Dosłownie. Po zmyciu całego szamponu oczom ukazał się lśniący, wyraźny siwy deresz. Zgarnęłam z Buma wodę ściągaczką, a patrząc z przerażeniem na zegarek konie wlepiłam Dei z prośbą o wysuszenie na słońcu. Spojrzała na mnie z niepewną miną, ale zgodziła się. Ja zaś poleciałam odnieść sprzęt, wsiadłam w auto i pojechałam na ważne dla mnie spotkanie.
Post został pochwalony 0 razy
|
|