Skrzydło
Dołączył: 22 Wrz 2011
Posty: 86
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 21:44, 05 Sty 2012 Temat postu: Lekkie pleasure by Joanne |
|
|
Przyjechałam do SC. Chciałam wsiąść na któregoś z koni i coś porobić. Ostatnio obecność Bumeranga w SC tchnęła do mnie na nowo zaciekawienie westernem. Idąc po ogiera wzięłam z siodlarni siodło westernowe z osprzętem, pad i ogłowie deresza. Poukładałam wszystko przed boksem i poszłam po rumaka. Bum stał przy bramce i szczerzył swe zęby w stronę Runa.
-Ty...nerwusie, chodź tu - Powiedziałam. Ten zwrot nie był najlepszy, bo przy bramce stała nasza święta trójca wariatów: Bumerang, Run i Brumbi. Wszyscy trze panowie zastrzygli uszami i spojrzeli na mnie z zaciekawieniem. Ja jednak złapałam tylko jednego z nich i wyprowadziłam z pastwiska. Deresz wyszedł niechętnie, kuląc się na mnie i błyskając białkiem oczu. Nie zwróciłam na to uwagi i po zamknięciu bramki zaprowadziłam ociągającego się z premedytacją ogiera przed boks. Uwiązałam i szybko zabrałam się za czyszczenie. Wiercącemu się złośliwcowi porozklejałam jeszcze przydługawą sierść, pozbyłam się resztek zimówki i innych brudów. Pogładziłam konia po czole, delikatnie oczyściłam okolice oczu i pyska, rozczesałam i przycięłam grzywę, grzywkę oraz ogon. Bum od razu wyglądał lepiej jako czysty i poprzycinany koń. Pogładziłam ogiera po szyi i poprosiłam o podanie lewego przodu - nic. Naparłam na niego swoim ciałem - nic. W końcu klepnęłam go w łopatkę i powtórzyłam prośbę - noga podana znakomicie. Z tyłami poszło gładko, nawet za - deresz wierzgnął parę razy i dopiero wtedy podał mi swe zabrudzone kopyta. Prawy przód podał, gdy naparłam na niego swoją stosunkowo niewielką masą. Otrzepałam ręce i złapałam pad westernowy. Ułożyłam na grzbiecie deresza, następnie na nim usadowiłam siodło i zapięłam lekko popręg, za co zostałam niedelikatnie dziabnięta. Natychmiast pacnęłam ogra w łopatkę, nie będąc delikatną - znałam tego konia jakiś czas i wiedziałam, że na delikatność raczej nie ustąpi. Złapałam ogłowie i zamieniłam miejscami z kantarem. Poklepałam Bumeranga, który stosunkowo ładnie przyjął kiełzno i trzymając dość krótko wodze dociągnęłam popręg. Skulenie uszu i chęć dziabnięcia, jednak karcący palec wskazujący jeszcze był pamiętany. Poklepałam ogiera i wyprowadziłam przed stajnię. Sprawdziłam wszystko i wsadziłam nogę w strzemię. Odbiłam sie lekko od podłoża i miękko wylądowałam w siodle.
Poklepałam deresza z obu stron szyi i delikatnie przyłożyłam łydki do stępa. Ogier ruszył niechętnie, ale od razu. Trzymając luźno wodze skierowałam go w stronę maneżu. Wolałam jeszcze dziś nie pracować z nim na otwartej przestrzeni. Stępując swobodnie jeździliśmy głównie po śladzie, czasem próbując wykonać większą lub mniejszą woltę, jednak wychodziły nam same jajowate i elipsowate figury. Po jakimś czasie skróciłam trochę wodze i zaczęłam bardziej się przykładać do wolt, co nie spodobało się ogierowi. Ugryzł parę razy wędzidło, a upomniany łydką machnął nerwowo ogonem. Gdy stępowaliśmy już 10 minut sprawdziłam popręg i porobiłam parę zatrzymań - deresz z początku reagował niechętnie, stawiał opór, ale z czasem zachowywał się coraz lepiej.
W końcu przyłożyłam nieco mocniej łydki - ogr tylko przyspieszył kroku. Uspokoiłam i jeszcze raz, tym razem już naprawdę mocno. Ruszyliśmy kłusem. Leniwe człapanie z łbem w dole i niezadowoloną miną - typowe dla Buma. Podgoniłam go nieco i zaczęłam męczyć przekątnymi, dużymi kołami i mniejszymi woltami, pilnując tempa. Bumerang w końcu skupił się na wykonywanej pracy, zaangażował w nią trochę i łaskawie zaczął chodzić jak prawdziwy westernowiec. Pochwaliłam go i przejścia. Na początek do stępa - ładne, chętne. Gorzej z zakłusowaniem, ale gdy raz dostał lekkiego kopniaka zaczął reagować na łydki i dosiad. Po jakimś czasie zrobiliśmy parę zatrzymań i cofamy. Na to polecenie deresz zareagował błyskawicznie, zgrabnie poruszając się do tyłu. Zatrzymałam, poklepałam i kłus. Po jakimś czasie przejście do jogu. Bum usztywnił się i uniósł nieco łeb, wyginając grzbiet. Wzięłam wodze w obie ręce i zaczęłam zachęcać do rozluźnienia. Jako, że chodził też w stylu klasycznym wiedział na czym polega półparada itp. Gdy odpuścił poklepałam i wzięłam wodze z powrotem do jednej ręki. Jogiem, który był stosunkowo słaby pomęczyłam go dłuższą chwilę, szlifując jak tylko się da i w końcu chwila stępa.
Gdy Pan Zły ochłonął skróciłam z lekka wodze i kłus od odrobinę mocniejszej łydki. Jedno okrążenie żwawszym kłusem i w narożniku wypchnęłam go w galop. A przynajmniej próbowałam. Bum zamiast płynnie przejść wykonał najpierw parę lekkich bryknięć, następnie zatrzymał się i machnął łbem ukazując bunt. Pamiętając jakie to on miewa fochy wzięłam bata i teraz go wykorzystałam. Bumerang czując pacnięcie po zadzie oddał, a czując kolejne znów oddał, ale lżej. Przyłożyłam mocno łydki i ze stępa galop. Chwilę potrzymałam bata przy jego zadzie, by nie kombinował, następnie przeniosłam go do pozycji spoczynku i działając łydkami mocno galopowałam do przodu. Bum z początku był sztywny i niezadowolony, jednak z czasem uspokoił się, rozluźnił i odpuścił. Poklepałam go i również zmniejszyłam presję. Galopując równo i spokojnie wyjechaliśmy na przekątną. Przełożyłam łydki i dobra jak na długą przerw lotna. Pochwała i 2 okrążenia galopem, potem przechodzimy do kłusa. Chwila kłusa i zagalopowanie - tym razem nawet ładne, skończyło się na lekkim podrzuceniu zadu i skuleniem uszu. Poczekałam aż deresz się rozluźni i szybki galop. Jedno okrążenie w mocnym parciu na tempo i robimy duże koło. Pilnując łuku wykonałam z ogierem nawet ładne koło. Poklepałam go i przechodzimy do wolnego galopu. Małe koło i pochwała za dobrą pracę, wyjazd na przekątną i lotna - bardzo fajna. W tą stronę również koło w szybkim i wolnym galopie, następnie przejście do lope. Bum usztywnił się jak to przy wymuszonych wolnych chodach, jednak po jednym okrążeniu z półparadami ładnie odpuścił. Poklepałam go, wykonałam w lope 2 okrążenia i do kłusa. Zmiana kierunku i zagalopowanie. Ładne, płynne przejście i od razu wolne tempo, płaski galop, typowy lope. 2 okrążenia i kończymy na dziś. Popuściłam wodze i wypchnęłam ogra do mocnego, szybkiego galopu. Bumerang postawił uszy i wyciągnął kroku. Parę okrążeń, chwila poświęcona na lotne i w drugą stronę.
W końcu przeszłam do kłusa, następnie do jogu. Poklepałam rozluźnionego i spokojnego już ogiera, poćwiczyłam przejścia, parę razy przejechałam przez drążki, jednak koń zmęczony już i wyraźnie niechętny do podnoszenia nóg nagminnie pukał belki. W końcu tuż przed drążkami pogoniłam o batem i osiągnęłam cel. Poklepałam po przejeździe i dałam spokój. Popracowaliśmy nad jogiem, który wyglądał coraz lepiej. W końcu popuściłam maksymalnie wodze, zrobiłam z Bumem jedno luźniutkie koło i przeszłam do stępa. Poklepałam z obu stron szyi i rozejrzałam się dookoła. Stajnia świeciła pustkami, konie właśnie wracały z padoków. Bumerang zarżał w stronę towarzyszy i machnął łbem. Uspokoiłam go głosem i wyjechaliśmy na pastwisko, by tam postępować przez 10 minut. Widok tak dużej przestrzeni sprawił, że Bum przyspieszył kroku i uniósł łeb, rozglądając się z zaciekawieniem na boki. W końcu wróciliśmy do stajni.
Zatrzymałam konia przed budynkiem, zeskoczyłam z jego grzbietu, poluźniłam popręg i zaprowadziłam przed boks. Tam rozsiodłałam go, rozmasowałam mięśnie szyi i grzbietu, które najbardziej dziś pracowały i rozluźnionego, odprężonego konia odstawiłam do boksu. Pogładziłam po czole, obdarowałam marchewką i zamknęłam drzwiczki, zostawiając go samego. Pozbierałam sprzęt i odniosłam na miejsce.
Post został pochwalony 0 razy
|
|