Joanne
Dołączył: 22 Wrz 2011
Posty: 15
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 12:55, 06 Lis 2011 Temat postu: Teren z Joanne i Eterem oraz Carrot i Talizmanem (by Jo) |
|
|
Jako, że Eter po raz kolejny zaczął ukazywać swoje zdolności destrukcyjne dla boksów i ogrodzeń wszelkiego rodzaju umówiłam się z Nojem i dodatkowo Carrot, że pojedziemy w szalony teren. Koniom przyda się takie szaleństwo, a przy okazji my spędzimy czas milej niż gniotąc się na maneżu Umówiłyśmy się na zbiórkę o 10:00, na placu WSR Apocalyptica z końmi gotowymi na kolejne przygody. Około 9:00 przyjechałam do stajni i pierwsze co zrobiłam to głośno i dobitnie obudziłam Nojkę, poczęstowałam się chlebem tostowym i dżemem, a po szybkim zjedzeniu "pożyczyłam" jeszcze jabłko dla bułańca. Zostawiając nieco roztrzepaną dziewczynę pomaszerowałam przez stajnię na padoki, łapiąc po drodze uwiąz na mojego łobuza. Nie sposób było go nie spostrzec - brykający, biegający i wykonujący przedziwne akrobacje niepozorny, ale tęgi konik w pięknej puchowej szacie z rozwianą długą grzywą i błyskiem w oku. Zbliżając się do niego zadzwoniłam do Carrot, która na szczęście już szykowała się na spotkanie. Gdy skończyłam rozmowę otworzyłam bramkę i przywitałam się z moim puchatkiem, który gdy tylko spostrzegł, że się pojawiłam z rżeniem podleciał i cudem wyhamował przed ogrodzeniem. Uśmiechnęłam się, przytuliłam go mocno i na uwiązie caplującego od podniecenia zaprowadziłam do stajni.
-Widzę chłopie, że naprawdę niezłe ziółko się z Ciebie zrobiło - Powiedziałam wpuszczając ogiera do boksu i wchodząc do niego z szczotkami, którymi szybko doprowadziłam jego wyjątkowo czyste futerko do ładu, wyszłam, wróciłam z grzebieniem i kopystką. Najpierw kopyta. Podawane ładnie, dość brudne ale chwila działania kopystką i voila! Z grzywą nie było już tak kolorowo. Poplątana, długa i gęsta... Hm... trzeba się pomęczyć. Zauważyłam Nojkę idącą do Nadima z sprzętem. Minę miała dalej niewyraźną, ale chyba się zmotywowała do roboty. Gdy skończyłam z grzywą i ogonem zamknęłam boks i potruchtałam po ochraniacze, siodło i ogłowie Etosa. Przytargałam co trzeba, spojrzałam na zegarek. 9:53. Całkiem dobry czas jak na moje ruchy. Weszłam do boksu Etera, dałam mu w końcu to jabłko, które tak wołało do niego przez cały czas i w mig założyłam komplet ochraniaczy, ogłowie i siodło. Pozapinałam i uregulowałam co trzeba, po czym opatuliłam siebie nieco cieplej i wyszliśmy na plac. Po chwili dołączyła do nas Carrot na rozprężonym już lekko Talku i ostatnia przyszła Nojka z Nadimem.
-To co? Ruszamy? - Powiedziałam wskakując na grzbiet Etiego po podciągnięciu popręgu i opuszczeniu strzemion.
-Oui - Odparła Nojka również wdrapując się na swojego arabiszcza.
-Jestem za - Stwierdziła Carrot, a Talek jakby przyznając jej rację parsknął z zadowoleniem.
Stępem wyjechałyśmy z WSR Apocalyptica i ustawiłyśmy się w zastępie: Eter, Talizman i Nadim. Liczyłyśmy jednak na to, że da się chociaż kawałek drogi pobiec obok siebie . Jadąc poboczem wzdłuż drogi kierowałyśmy się na dość długą, ale przyjemną trasę. Miałyśmy takie szczęście, że samochody raczej nie jeździły o tej porze w weekendy, a przynajmniej tutaj. Po jakiś 7 minutach odbiłyśmy w lewo, w lekko zroszoną trawiastą dróżkę, którą jechałyśmy kolejnych parę minut. Dotarłyśmy do ścieżki na której można było spokojnie kłusować. Zarządziłam podciąganie popręgów i ruszamy. Przyłożyłam Etosowi łydki i sruu galopem. Od razu zatrzymanie, cofnięcie dwa kroki i kłus. Spojrzałam na dziewczyny. Lekko wystraszone patrzyły na mnie jak na wariatkę.
-No co? Nie chodził jakiś czas i chce pobiegać chłopina - Zaśmiałam się.
-Tylko żeby nie pobiegł w pewnym momencie bez ciebie - Odpowiedziała Nojka, a Carrot z bananem na twarzy kłusowała na elegancko pozbieranym Talizmanie. Ja tam dałam Eterowi spokój. W sumie nie musiałam nic robić, bo po dłuższej chwili bułany sam się pozbierał i pokazał kłus którego praktycznie nigdy nie mogłam wykrzesać na zawodach. A o którym wiedziałam doskonale. Nojka na Nadimie spokojnie kłusowała z tyłu, co jakiś czas prosząc go o opuszczenie łebka, który jak to u arabków bywa, nieustannie trzymany był w górze, niczym radar. U Etera tylko puchate uszy służyły za radary. Nieustannie w ruchu, śledzące wszystko co dało się usłyszeć. Talizman czasem podrywał łepek i patrzył na coś, co przykuło jego uwagę, raz zaczął robić piękne ustępowanie w prawo, bo kamień przy drodze wzbudził u niego pewne obiekcje. Droga była póki co równa, raczej twarda niż grząska czy sypka, a otoczenie lekko zalesione. Ptaki śpiewały, kopyta dudniły, konie parskały wydmuchując przy tym kłęby pary. Czasem wyglądało to jak konkurs "kto wydusi z siebie więcej białego dymu" Po 10 minutach wjechałyśmy na niewielką górkę i po zjechaniu z niej do stępa. Na przód zastępu powędrowała Nojka, prowadząc nas stępem przez środek łąki, by wyjechać na trochę kopne, piaszczyste podłoże. Konie troszkę bardziej popracują nóżkami. Zgodnym ruchem zakłusowałyśmy jak na guzik "włącz" i energicznym tempem brnęłyśmy z rumakami w stronę ciemnego dość, gęstego lasu. Tam droga zrobiła się nieco twardsza, przyjemniejsza do jazdy ale z kolei zrobiło się wąsko, wszędzie leżały zżółknięte już igły i liście, przykrywając wystające do chwilę korzenie. Zwolniłyśmy tempo i spokojnym kłusem brnęłyśmy dalej. Nadim potknął się lekko parę razy, potem spokojnie radził sobie z przeciwnościami losu. Eter potknął się gorzej parę razy, ale nie stanął ani nic, szybko zaczął uważać na nogi. Talizman także trochę tam pogubił nogi ale i on zaczął po jakimś czasie uważać gdzie stawia nogi. Nojec jako prowadząca zarządziła chwilę kłusowania na długich wodzach. Posłuchałyśmy się jej z Carrotą i efekt był znakomity. Konie parskając z zadowolenia niczym dotknięte różdżką opuściły główki, rozluźniły grzbiety i szły po prostu bajecznie. Potem wracamy na kontakt i zarządzenie zatrzymania. Najpierw Carrot, potem Ja, ostatnia Nojka. Trochę ciężko, bo jednak zastęp i "dlaczego ja mam stawać, skoro on kłusuje?" ale przy kolejnej próbie poszło już dużo lepiej. Droga się wyrównała, rozszerzyła a konie były rozprężone. Ustaliłyśmy jednak, że chwilę postępujemy, by potem na spokojnie zagalopować. Ustawiłyśmy się w ładnym rządku i rozmawiając z przejęciem o dzisiejszej trasie pozwoliłyśmy koniom przygotować się do kolejnych wysiłków.
Po 5minutach Na przód zastępu powędrowała Carrot, której koń był chyba najlepszy na prowadzącego spokojny galop. Ja jechałam na końcu, Nojka w środku. Ruszenie kłusem, znak ręką i galop. Carrot ruszyła z gniadym ładnym, statycznym, spokojnym galopem, Nojka z Nadimem chwilę musiała się pokłócić, bo wystartował jak z procy, a ja na Eterze miałam zaserwowanych parę eleganckich bryknięć, chody boczne, lotne i wiele innych udziwnień, aż w końcu lekko poirytowana uzyskałam od bułanego zebrany, bardzo powolny galop. Parę fuli i odpuściłam, zrównaliśmy się z tempem reszty towarzyszy. Tak sobie pa-ta-tając spędziłyśmy parę minut, by potem zmienić w dowolny sposób nogę i popatatajać na drugą, równomiernie się rozgrzewamy Droga była szeroka, więc jako najodważniejsza zrównałam się najpierw z Nojką, potem z Carrot i tak galopując bok w bok, przez nóżkę cieszyłyśmy się z pięknej pogody i bliskości natury. Potem jednak przeszłyśmy do kłusa, by dać koniom chwilę odpoczynku. Noj podała parę ćwiczeń ujeżdżeniowych do wykonania, aż w końcu po 6 minutach kłusa dotarłyśmy na polanę. Przecinała ją piaszczysta, pyląca się i lekko kopna droga. Szeroka jak dwa wozy, długa w cholerę, prosta, idealna na chwilę ścigania się. Zrównałyśmy się i na mój sygnał wszystkie trzy wyprułyśmy galopem. Popuściłam Eterowi wodze i mocno przyłożyłam łydki. Zaczęliśmy wchodzić w ponadświetlną. Widziałam jak Noj pruje z Nadimem gdzieś daleko z przodu, a Carrot obok mnie wciąż z bananem na twarzy galopuje do przodu na Talku. Zacmokałam i jeszcze mocniej przyłożyłam łydki. Edek wypruł do przodu, wchodząc w prawdziwą ponadświetlną. Nojka z Nadimem zbliżali się w zastraszającym tempie. Poczułam tylko jak trzytakt przechodzi w czterotakt i wszystko zamienia się w smugi. Widząc koniec drogi szybko zaczęłam wyhamowywać bułańca, który jak się okazało siedział Nadimowi na ogonie. Klepiąc jego wilgotną od potu szyję przeszłam do kłusa i zrównałam się z Nojką, która też wyhamowała swojego karosza. Sekundę później dołączyła do nas Carrot i wszystkie roześmiane, naelektryzowane wjechałyśmy do lasu.
-Joann, ty poślij go na wyścigi, bo dopalacze ma naprawdę niezłe - Stwierdziła Carr
-Co ty, takiego staruszka? Przecież on 23 na karku ma - Odparłam klepiąc spienionego bułańca.
-Serio? Nie wygląda zupełnie - Zdziwiła się, a Noj przytaknęła, po czym zwolniła do stępa.
-Laski, tu już będzie wąsko, ale jest kawałek na galop. Joanne ty prowadzisz, Carrot, gdzie chcesz być? - Zmierzyła nas wzrokiem
-Pojadę na końcu c: - Odpowiedziała jej rysualka i ustawiłyśmy zastęp.
Gdy konie odsapnęły ruszyłyśmy kłusem. Do odcinka na galop została nam może minuta drogi. W końcu ukazała się przed nami piękna, równa droga. Nie myśląc nic przyłożyłam łydki i poczułam mocne szarpnięcie w tył. Ogru zaskoczył w szybki galop. "A niech biega" pomyślałam i popuściłam mu lekko wodze, delikatnie przyłożyłam łydki i będąc w półsiadzie czułam jak pf, niczym parowóz nabiera coraz to większej prędkości. W pewnym momencie lekka łydeczka i SRUU, dzida do przodu. Śmiejąc się galopowałyśmy dzikim tempem przez las, w którym na szczęście droga była bezpieczna i sprawdzona. Odcinek jednak się kończył się usiadłam w siodło i hamujemy. Coraz wolniej, coraz wolniej, Nadim wlazł nam w zad ale nic się nie stało, W końcu pełen energii, wyciągnięty kłus na luźnej wodzy.
-W prawo i do stajni? - Spojrzałam na właścicielkę WSR Apocalyptica
-Tak. - Odparła.
Carrot przytaknęła więc kłusując na luźnych wodzach przejechałyśmy jeszcze z 200 m i do stępa. Wjechałyśmy na drogę prowadzącą do stajni i jadąc poboczem dzieliłyśmy się wrażeniami. Po 15 minutach dotarłyśmy na plac. Noj zaproponowała Carrociszowi postawienie Talka na trochę u nas i zostanie na herbacie, mnie nie musiała o to prosić Dziewczyna słusznie przystała na propozycję i weszłyśmy do stajni.
Każda stanęła przed "swoim" boksem, rozsiodłała konia, wypielęgnowała, schłodziła, przykryła derką i po 40 minutach wszystkie zasiadłyśmy u Nojki w salonie przy gorącej herbacie i pysznym ciachu by pogadać jeszcze przez dobre 1,5 godziny Po tym czasie rozeszłyśmy się, każda miała jeszcze jakieś obowiązki. Ja wypuściłam Etera na padok, by przed obiadem jeszcze chwilę się nim pocieszył, spędziłam z nim tam czas na pieszczotach i zabawie, w końcu jednak zadzwonił Filip mówiąc, że praca czeka i byłam zmuszona zostawić swojego ulubieńca pod opieką pracowników WSR Apocalyptica.
Post został pochwalony 0 razy
|
|