Blacky
Dołączył: 08 Paź 2011
Posty: 13
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 20:59, 05 Maj 2012 Temat postu: 06.05.2012r. Praca na drążkach |
|
|
Przyjechałam dziś do stajni, żeby znów popracować z Nadimem. Wczoraj tak świetnie mi się na nim skakało, że nie możemy tego zmarnować! Rozłożyłam na placu po cztery drążki na stęp, pięć na kłus i trzy na galop, na razie możliwie jak najniżej - po prostu leżały na ziemi. Potem zaniosłam cały sprzęt do stajni i przywitałam się z koniem, który akurat drzemał - jedna noga luźno opierała się o ziemię, łeb i uszy były opuszczone. Kiedy Nadim usłyszał mnie, podniósł łeb i podszedł, jeszcze z lekko nieobecnymi oczkami. Weszłam do boksu, pogłaskałam go i założyłam kantar, a potem wyprowadziłam na uwiązie i przywiązałam przed boksem. Zabrałam się za czyszczenie - raz dwa, był "odkurzony", grzywa i ogon rozczesane, kopyta wyczyszczone. Założyłam cztery ochraniacze, okiełznałam, osiodłałam i wodzę w dłoń, przed stajnię. Tam wsiadłam ze schodków i skierowałam się na plac. Znów było zupełnie pusto, ale może to dlatego, że było bardzo wcześnie.
Zaczęłam stępować dookoła, a Kamyk powoli się budził, robił coraz ciekawszy tego, co się działo dookoła - ptaki zaczynały śpiewać, jakieś psy biegać po terenie stajni, ludzie krzątać się w pobliżu. Kiedy byłam pewna, że już jest zupełnie przytomny, zaczęłam wchodzić na delikatny kontakt, zmieniłam kierunek i trochę pospieszyłam, bo miałam wrażenie, że znów usypia. Pilnowałam tempa łydkami, zrobiłam duże koło i zakłusowałam. Troszkę obudziłam i zaczęłam zmiękczać, rozluźniać. Koń przeżuwał leniwie wędzidło, zaokrąglał się cały, a ja pęczniałam z zadowolenia. Koło w lewo, potem wolta, potem przejście do stępa, znowu zakłusowanie i zmiana kierunku jazdy przez przekątną. W drugą stronę to samo - zmiękczanie, koło, wolty, przejście do stępa, a potem do stój. Nieruchomość przez pięć sekund, z czym Nadim nie miał najmniejszego problemu, bo wciąż chodził jak wypluty, niedobudzony. Wjechałam na długą ścianę i zaczęłam stopniowo wydłużać chód. Nie zdążyłam zrobić tego całkowicie, więc na kolejnej długiej ponowiłam próbę, tym razem z pozytywnym skutkiem. Wreszcie ogier zaczął się starać! Czułam podstawiony zad, a sam się delikatnie pienił. Przeszłam na chwilę do stępa, aby odsapnął, a potem złapałam mocniejszy kontakt i wjechałam na drążki z stępie z prawego najazdu. Średnio zrozumiał o co chodzi, puknął ostatniego drąga, więc najechałam jeszcze raz, kawałek kłusując, ale przed cavaletkami oczywiście z powrotem do stępa. Tym razem bardziej się postarał, wyciągnął szyję w dół i podniósł kuloski. Poklepałam i ruszyłam kłusem ćwiczebnym, kierując się na drążki z kłusa. Tutaj od razu pokazał swoją naturę araba i, z podniesionym ogonem, podniósł nogi chyba pod samą pierś, a tylne pod brzuch, haha, przynajmniej ja tak czułam. Poklepałam i w nagrodę zrobiłam cale dwa okrążenia stępem na swobodnie rzuconej wodzy. Potem zagalopowałam na lewą nogę. Galop zebrany, spokojny, rytmiczny. Zrobiłam koło, skróciłam na jednej długiej ścianie, a na drugiej lekko wydłużyłam, przechodząc do pośredniego. Potem znowu roboczy i przejście do kłusa. Zmiana kierunku przez półwoltę i zagalopowanie z prawej nogi. Takie same ćwiczenia jak chwilę wcześniej, było wszystko poprawnie, więc poklepałam i najechałam na te trzy drążki. Oj, źle wyszło! Nad pierwszym zrobił okrągły, dość wysoki skok, przez co nie pasowało na dwa kolejne i były puknięcia. Zatrzymałam go, cofnęłam trzy kroki i znów ruszyłam, tym razem zebranym galopem. Najazd spokojny, kontrolowany, przytrzymałam go przed pierwszym drągiem. Lepiej, ale jeszcze nie idealnie, choć przynajmniej nie było wyrzutu w górę. Najechałam z nowu, tym razem z lewego najazdu i byłam zadowolona, wreszcie zrozumiał. Poklepałam go i na chwilę puściłam. Po jakichś pięciu minutach znowu pozbierałam wodze i zakłusowałam na drążki. Znowu było tak świetnie, jak tamten przejazd w kłusie! Aż go zatrzymałam i wychyliłam się, żeby nagrodzić przysmakiem. Uznałam, że na takim pozytywnym akcencie zakończę może nie wybitnie długi, ale całkiem intensywny trening. Kręciłam się po kole jeszcze kilka długich minut, a potem wyjechałam z placu, zsiadłam i wprowadziłam go boksu, gdzie szybko rozebrałam, zabrałam na myjkę, opłukałam nogi i znów do domku. Marchewa do żłobu w nagrodę, buziak na pożegnanie i w nogi.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Blacky dnia Nie 0:10, 27 Maj 2012, w całości zmieniany 1 raz
|
|