Crunchy
Dołączył: 24 Wrz 2011
Posty: 20
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 20:05, 05 Paź 2011 Temat postu: Trening - przygotowanie do skoków |
|
|
Wysłany: Sro Maj 25, 2011 5:39 pm Temat postu: Trening - przygotowanie do skoków
TRENING
1,5 Godz.
Mała Hala
Jeździec: Crunchy
Weszłam do stajni uradowana ze słonecznego dnia. Przywitałam konie, i pobiegłam do Sahary. Klacz stała spokojnie w swoim nowym boksie i skubała powoli siano. Odwróciła się od siana i zanurzyła pysk w poidle. Poczekałam aż się napije i weszłam do boksu. Izabelka spojrzała na mnie z zainteresowaniem. Pogłaskałam ją i wsunęłam na głowę zielony kantar. Kobyłka spięła mięśnie. Na otwartej dłoni podałam jej kawałek jabłka. Za ten poczęstunek rozluźniła się odrobinkę i postawiła uszy, co dodało mi otuchy.Wyprowadziłam ją i uwiązałam na dworze. Poklepałam ją po grzbiecie i poszłam do siodlarni.
Zastanawiałam się czy nie wziąźć jednak siodła ujeżdżeniowego, ale ostatecznie zdecydowalam się na skokowe. Wzięłam też popręg, puśliska, szczotki i ogłowie, a gdy wyszłam obładowana sprzętem przypomniałam sobie o czapraku. Wróciłam po niego, i już ze wszystkim dotarłam do Sahary.
Denerwowała się strumieniami słońca, które odbijały się od jej grzbietu i wierzganiem próbowała je rozgonić. Zostawiłam sprzęt kilka metrów dalej i przesunęłam klacz nieco dalej, gdzie był cień i promyki nie dosięgały.
Opanowała się i trąciła mnie chrapami w tył głowy. Nie odwróciłam się, tylko podniosłam z ziemi szczotki i zaczęłam zgrzebłem pucować kobyłkę. Gdy brud znikł, miękką szczotką strzepnęłam kurz i włosie które wypadło. Zabrałam się za kopyta. Stanęłam przy jej nodze, i zaczęłam ją powoli masować. To samo zrobiłam z pozostałymi kończynami.
Gdy wróciłam do pierwszego kopyta, klacz bez wysiłku podniosła nogę. Wyskrobałam wszystko co się dało. Gdy Pustynia lśniła, zarzuciłam zielony czaprak na grzbiet i założyłam czarne siodło. Umocowałam popręg i puśliska, po czym popręg zapięłam na drugą dziurkę i podciągnęłam strzemiona. Naszykowałam ogłowie i stanęłam przy klaczy. Włożyłam do jasnego pyska wędzidło i nałożyłam wodze na szyje Sahary. Odsunęłam się trochę, by nie denerwować jej dżwiękiem suwaka. Zapięłam sztylpy i ruszyłyśmy na halę.
Było pusto, tylko na drugim końcu wybiegu kłusował Speed.
Postanowiłam poczekać aż ogierek przejedzie, i dopiero wtedy wśiąść. Poszłyśmy na środek, gdzie uregulowałam sobie strzemionka, podciągnęłam do końca popręg i jeszcze raz sprawdziłam stan kopyt Sahary, by ocenić na co możemy dziś sobie pozwolić. Kobyła była zdenerwowana obecnością ogiera na hali. Jednak po kilku minutach Speed skończył swój trening i wyszedł do stajni. Odetchnęłam, umiejscowiłam but w strzemieniu, odbiłam się i usiadłam w siodle.
Klacz ruszyła od razu dość energicznym stępem, stawiając ostrożnie nogi.
Poklepałam ją po szyi dla dodania otuchy. Zarżała cichutko. Zrobiłyśmy kilka okrążeń, po czym skręciłam w prawo. Zmieniłam stronę, po czym przejechałyśmy dwudziesto metrową woltę. Nie miała problemów z przyśpieszaniem i zwalnianiem w stępie, więc uznałam że możemy zacząć kłusować. Ścisnęłam łydkami jej boki. Przyśpieszyła, i zaczęła stawiać nogi pewniej i mocniej niż gdy szłyśmy wolno. Klacz uznała, że to jednak dresaż, i gdy skręciłam by mienić kierunek, zaczęła krzyżować nogi, w trochę dziwny sposób. Ja pchałam ją do przodu, a ona zaczęła chody boczne. Zapewne dla postronnego obserwatora mogło wyglądać to nadzwyczaj dziwnie. Jeżdziec usiłujący utrzymać konia w linji prostej, gdy koń tym czasem krzyżuje pod nim nogi.
Gdy wróciłyśmy na ślad, odetchnęłam, bo klacz uspokojiła się nawet po tym małym sporze. Gdy znów się odprężyła, skierowałam ją na drągi, by przyzwyczajić ją do przeszkód. Drąg, jeden za drugim zostały turbowane przez kopyta klaczy, która, chcąc nie chcąc, nie chciała podnosić wysoko nóg. Po kilku razach uznała chyba, że nie jest to warte obniżenia stanu kopyt, więc podnosiła nogi wyżej. To był dobry znak. Wróciłyśmy znów na stały ślad, po czym wykonałyśmy jedno kółko i znów zakręciłyśmy, ale tym razem na oksera. Gdy się zbliżyłyśmy, wypchnęłam ją łydką do przodu. Posłusznie się wyprostowała, podniosła przednie nogi i wybiła się mocno zadem. Gdy wylądowała na ziemi, poklepałam ją mocno.
Zamachnęła się głową, tak że piana z jej pyska poleciała prosto na mnie. Otarłam policzek i ściągnęłam wodze. Klacz zatrzymała się bardziej gwałtownie niż się spodziewałam, i gdyby wcześniej nie przeszła do stępa, na bank poturlałabym się na ziemię. Jednak utrzymałam się, i zsiadłam z klaczy. Wzięłam wodze i oprowadziłam ją po wybiegu. Powoli zaczęła się relaksować. Gdy zupełnie ochłonęła, wprowadziłam ją z powrotem do stajni, zdjęłam siodło aby wyschło, bo po drodze trafiłyśmy na wiadro wody, które klacz musiała powąchać, przez co oblała się cała wodą. I lepiej, bo lepiej wodą niż potem, a słońce wyszło.
Gdy stanęłyśmy przy boksie, zamieniłam ogłowie na kantar i wyjęłam jedną z suchych szmatek które noszę często w torbie. Wytarłam ją z wierzchu i nałożyłam na jej grzbiet lekką derkę. Wyprowadziłam ją na padok, a ta pokłusowała do stojącej nieopodal Sonador. Pokwiczały trochę i zabrały się do pałaszowania trawy. Wróciłam więc do stajni i zaczęłam zbierać porozrzucane w stajni rzeczy
Post został pochwalony 0 razy
|
|