Eviline
Dołączył: 04 Sty 2014
Posty: 133
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 15:41, 05 Sty 2014 Temat postu: 4.01.13 - Skoki LL |
|
|
W dobrym nastroju poszłam po mojego nerwusa który już stał w korytarzu czekając na czyszczenie. Ganiałam go po biegalni dwadzieścia minut. Dało to ładny rezultat piasku w gaciach. Był wszędzie. Grrr...
Wyciągnęłam szczotki i zaczęłam czyścić sierść Rudego z zaklejek i piasku a ten rżał, kręcił się i utrudniał mi pracę. Zamorduję... W dodatku po czasie okazało się że cwaniaczek ma łaskotki na klatce piersiowej i czyszczenie tam jest uciążliwe aczkolwiek śmieszne. Postanowiłam rozczesać jego grzywę i ogon natomiast on miał inny plan który chciał wcielić w życie. Kopał, wiercił się, rżał i podgryzał doprowadzając mnie do szału ale uparłam się okropnie i czesałam dalej. Jak już uporaliśmy się z okropnym czesaniem przyszła pora na kopyta i tu znowu balujemy bo już nie miałam prawie siły trzymać go gdy chciał mnie kopnąć a wyrywał się że hoho... Odstawiłam szczotki i wzięłam sprzęt. Siodło zniósł spokojnie, okropnie machał łbem i w ogóle się wyrywał mimo moich protestów i usilnego trzymania przy zakładaniu ogłowia. Przeżuwał wędzidło kuląc uszy i tupiąc zaciekle okazując że mu się nie podoba. Gdy zakładałam owijki na przody trochę się zdziwiłam bo cwaniak na początku się wyrywał a po chwili po prostu stanął dęba co mnie zaskoczyło bo poderwał mnie do góry. Z tylnymi poszło gładko. odsunęłam się od niego i spojrzałam na całokształt.
- No cześć przystojniaku. - Poklepałam go po szyi i wyprowadziłam ze stajni. Ogier jak tylko zobaczył Zanzarę wyrwał do przodu a ja tylko się opierałam by się nie wyszarpał. Dejec się zaśmiała i pognała szybciej by ułatwić mi zadanie. Już szliśmy spokojnie i byliśmy całkiem blisko celu gdy nagle Złośnik coś zobaczył [bóg wie co] i uskoczył na bok niemalże wyrywając mi ramię. Zbulwersowałam się i poprowadziłam go szybko do hali gdzie tylko podciągnęłam popręg i poprawiłam strzemiona by od razu wsiąść i bez ceregieli ruszyć stępem przed siebie. Dałam ogierowi luźną wodzę co było niebezpieczne a sama integrowałam się z jego ruchami. Denerwowała mnie ta jego wysoka akcja nóg. Truptał, dreptał no... Jak kurczaczek jakiś i tak samo w kłusie ale wygodniej się siedzi więc popędziłam go i w kłusie zrobiliśmy serpentynę. Ogier chrapnął a ja się uśmiechnęłam i zrobiłam półwoltę z zagalopowaniem i lotną zmianą nogi na przeszkodę którą był okser 70 cm. Ogier trochę się pogubił w tym wszystkim przez co skoczył za późno i puknął poprzeczkę ale nic się nie stało. Po przeszkodzie pokazał mi jak się lata samym zadem, później stanął dęba ale nadal galopowaliśmy w kółko z małymi przerwami. Najechaliśmy w końcu na stacjonatę 85 cm która aż kusiła, nęciła swoim widokiem. Kasztan bez problemu ją pokonał mocno wybijając się od ziemi i zostawiając jeszcze spory margines pod sobą. Przejechaliśmy kilka standardowych przeszkód bez zrzutek. Czasami tam dotknął ale nie zrzucił co mnie niezwykle cieszyło. Secretariatowi wracały siły, mięśnie trenowaliśmy niemalże każdego dnia, powracały mu chęci do życia i coraz mniej się bał. Dawał popisówy ale znośne. Dawałam radę je znieść. Cieszył się jak źrebak z przeskoczonych przeszkód i co chwilę w skupieniu najeżdżał na nową. Najechaliśmy na pijany okser. Misiek trochę się zląkł i spiął na jego widok ale pokonał lęk najeżdżając na niego i sprawnie go przeskakując mimo że miał te 85 cm. Stwierdziłam że najwyższy czas na koniec i zwolniłam Kasztanka do stępa by się uspokoił, wyrównał oddech. Ja byłam zadowolona z postępów ogiera i jego reagowania na pomoce. Byłam dumna że jeszcze nic nie odwalił. Zaprowadziłam go do stajni, zdjęłam sprzęt, wytarłam go słomą, założyłam derkę i zmieniłam owijki. Prezentował się ładnie i zdrowo. Dałam mu kawałek marchewki, zasłużył. Wpuściłam go na biegalnię gdzie zaczął zaczepiać Boo.
Post został pochwalony 0 razy
|
|