Eviline
Dołączył: 04 Sty 2014
Posty: 133
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 14:53, 05 Sty 2014 Temat postu: 26.02.11r. - Praca nad podstawami by Rustler |
|
|
Stojąc w framudze drzwi wciągnęłam Deandrejskie powietrze. Jak miło było znów stanąć na starych śmieciach. Od razu znalazłam Deidre, pokierowana przez nią dotarłam do boksu Littla. Pamiętam czasu kiedy w Deandrei stała tylko Lady Cinnabar i moja kobyłka - Bastylia. Teraz Deandrei to olbrzymia metropolia.
Pogłaskałam arabka po nosie zanim Dei wyprowadziła go na korytarz. Wrzuciłam na czaprak swoje siodło, założyłam mu ogłowie dane mi przez właścicielkę. Razem z ogierem poszłam na halę.
- Wejście wolne? - krzyknęłam. Po usłyszeniu odpowiedzi weszłam od razu kierując się na środek. Opuściłam strzemiona, dociągnęłam popręg. Następnie rozejrzałam się po hali. Say skakała na Czarze, Arrya stępowała na długich wodzach z Dygresją. "Chyba nie będziemy przeszkadzać" pomyślałam. Szybko wsiadłam i od razu wjechałam na drugi ślad, by nie przeszkadzać tym pracującym. Długa wodza, aktywizująca łydka. Starałam się jednocześnie nie przeszkadzać Sayuri unikając jej gdy robiła najazdy. Kiedy już skończyła, Arrya również wjechała na drugi ślad, robiąc jej miejsce by mogła rozkłusować wałacha. Skorzystałam z okazji, skupiłam na sobie uwagę Littlka półparadą, po czym zachęciłam go do jazdy po woltach. Bardzo niechętnie, z wyrywaniem sobie nawzajem wodzy ruszyliśmy po łuku 20metrówki. Po zakończeniu poklepałam go. Był młodym koniem, nie będę oczekiwać bóg wie czego. Poćwiczyliśmy na woltach i serpentynach w stępie. Starałam się wykonywać oklepane elementy, te które już umiał. Bystre zwierzę mniej więcej załapało o co chodzi dość szybko. Były chęci, nie było równowagi. Arrya i Sayuri zsiadły z koni, po czym wyszły z hali. Zostaliśmy sami.
Smyrnęłam bok araba łydką co poskutkowało energicznym kłusem. Najpierw pozwoliłam rozprężyć mu się w obie strony na prostych, nie wymagałam nic po za zrównoważonym tempem dyktowanym przez mnie. Stwierdziłam, że skoro mamy problemy z równowagą na małych kołach nie będziemy galopować. Całą uwagę poświęcimy stępie i kłusowi. Pozbierałam wodze na mocniejszy kontakt. Poza półparadami i "otwieraniem drzwi" przy łukach nie używałam wodzy. Zwolniłam kłusa, w narożniku obszerna wolta. Jako tako kasztan reagował na pomoce, gorzej było z ciaśniejszymi kołami. Gdy powrócił na ślad ponownie skierowałam go na tą samą woltę. Wymagałam bycia troszkę bardziej w osi. Na wyjściu do stępa. Wygięłam Bita wokół wewnętrznej łydki, chwilę pobawiłam się z wędzidłem by zaakceptował kontakt i zaczął żuć. Zatrzymanie, kilka kroków cofania i do przodu. Zmiany tempa, komendy na prostej wykonywał bez zarzutu, trudniej było mu z jazdą po łukach. Zmieniłam kontakt swobodnym stępem po przekątnej. Tym chodem pokierowałam go dalej na ósemkę. Pierwsze koło dobrze, zmiana ustawienia niezbyt wyszła, drugie koło jajowato-kosto-palczaste. No cóż, chociaż się starał. Pozbierałam wodze, trochę łydki, aż do stepa pośredniego. Ogier nie rozróżniał chodów, ale dla wprawnego oka łatwo można było zobaczyć różnicę w długości kroków. Zatrzymałam go na prostej, ruszenie kłusem od razu na woltę. Na wyjściu zatrzymanie. "Dobry koń" poklepałam Bitka po szyi. Postanowiłam skorzystać z okazji i poćwiczyć na drągach pozostawionych przez Say. Kłusem najazd na drażki. Arabek postawił uszy, nie przyśpieszył. Przy końcówce puknął. Zakręt i jeszcze raz. Pochwaliłam go, a teraz postanowiłam wykorzystać je do wygięć. Na prostej kilka przejść stęp-kłus-stęp. Ogier wyciągnął szyje w dół, pozostając na kontakcie. Pochwaliłam go i utrzymałam go w tej pozycji. Usiadłam w siodle, by nie rozpraszać Littlowi równowagi. Przejechałam między drążkami, tak jakby tunelem pomiędzy jednym a drugim. Prostopadle do prawidłowego najazdu. Ogier zdziwił się, ale ładnie przeszedł pomiędzy nimi, wyprostowany. Na wyjściu z tunelu dodanie, ciaśniejsza wolta i znów wjazd pomiędzy drążki. Pomęczyłam go tak jeszcze chwilę aż zaczął rozróżniać zgięcie i wyprostowanie. Pochwaliła, dałam chwilkę stepa na odpoczynek. W narożniku poprosiłam go o kłus, zaczęłam jeździć po kwadracie 20 x 20. Najpierw wychodziła nam wolta z czterem prostym, z czasem coraz ładniej zginał się w kątach. To samo w obie strony. Na koniec postanowiłam przećwiczyć serpentynę i zobaczyć czy nasz trening coś dał. Little świetnie reagował na łydkę, nie tylko tą popędzającą, ale również wyginającą. Brakowało mu równowagi. Chłopak do końca nie wiedział co ma zrobić z całym swoim ciałem. Ale był blisko poprawności. Zmiany wygięcia z lewego na prawe wychodziły całkiem dobrze, ogier był skupiony i szybko reagował na pomoce. Ostatnie dwa łuki wykonał jak stary dresażysta.
Zwolniłam go do stępa, dałam całkiem długie wodze i nie wymagałam absolutnie nic. Tylko ruch na przód. Tak postępowaliśmy 10 minut. Po skończonym treningu zsiadłam, popuściłam popręg i podciągnęłam strzemiona. Siodło wrzuciłam do samochodu, ogiera z osprzętem oddałam Deidre. Wypiłam z nią herbatę, pożegnałam się, po czym odjechałam do Exodusa.
Post został pochwalony 0 razy
|
|