Eviline
Dołączył: 04 Sty 2014
Posty: 133
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 15:01, 05 Sty 2014 Temat postu: 02.09.11r. - Trening Rajdowy by Lysandra |
|
|
Trening rajdowy - Little Bit, Just Love, White Demon Love Song
Rodzaj treningu: rajdowy
Jeźdźcy i konie: Lysandra i Little Bit, Cati i Just Love, Kana i White Demon Love Song
Miejsce: Góry Podkowy - Szlak Pod Ostrogami
Czas: 10.00 - 12.30
Dziś miałam zabrać na trening Little Bita. Początkowo nie miałam konkretnego pomysłu, co będziemy robić, jednak przypomniało mi się, że niedawno w Bałtyckiej Zatoce stworzonych zostało dziesięć szlaków do turystyki konnej, z których aż szkoda byłoby nie skorzystać. W związku z tym postanowiłam, że potrenujemy z Bitem rajdy. W międzyczasie okazało się, że Kana i Cati również miały ochotę na teren, w związku z tym postanowiłyśmy pojechać razem.
Mimo iż w poprzednich dniach pogoda nie sprzyjała - było raczej pochmurno i deszczowo, zdarzały się burze - dzisiejszego ranka po niebie spacerowały jedynie białe, puchate obłoczki. Słońce przygrzewało, jednak nie panował upał, lecz raczej optymalna temperatura, nie było za zimno, ani za gorąco. Gdy zmierzałam do stajni, moją twarz muskały podmuchy lekkiego, orzeźwiającego wiaterku. Co tu dużo mówić - aura była wprost wymarzona na taki wypad. Weszłam do stajni. Przez niewielkie okienka do środka wpadały ukośne promienie słońca, podświetlające unoszące się w powietrzu drobinki kurzu. W stajni były już Cati i Kana, które na korytarzu czyściły swoje wierzchowce. Przywitałyśmy się, a następnie szybko skoczyłam do siodlarni po szczotki i uwiąz. Gdy wróciłam, od razu poszłam do boksu Little'a. Ogier stał w przedniej jego części, zaciekawiony dochodzącymi z korytarza odgłosami. Pogłaskałam Bita po chrapach, otworzyłam drzwi boksu i weszłam do środka. Następnie dopięłam mu uwiąz do kółka po brodą stajennego, skórzanego kantara, który miał na sobie i wyprowadziłam ogiera na korytarz. Tam przywiązałam go do pierścienia w ścianie i rozpoczęłam czyszczenie. Little był raczej czysty. Na szczęście, bo słyszałam od Dei, że koń ten ma tendencję do wiercenia się i kombinowania, jeśli zacznie się nudzić podczas czyszczenia. Dlatego starałam się uporać się z zabiegami pielęgnacyjnymi możliwie szybko i jak najbardziej sprawnie. Podczas rozczyszczania kopyt (z których wygrzebałam jedynie kilka drobnych kamyków), rozczesywania grzywy, rozplątywania ogona oraz przeczesywania sierści zachowywał się w miarę spokojnie. Jednak gdy zabrałam się za usuwanie kilku niewielkich zaklejek, Little uznał, że stał grzecznie już zdecydowanie zbyt długo. Zaciekawiły go bardzo sznurki przy kapturze mojej bluzy i koniecznie chciał je złapać. Jednak szybko rozprawiłam się z zaklejkami na jego sierści, więc nie zdążył zrealizować tego celu. Kana również skończyła już czyścić Demona, a Cati Justka. Następnie poszłyśmy do siodlarni po sprzęt. Wzięłam cienki czaprak, nieobcierające ogłowie z wędzidłem oliwkowym i rajdowe siodło, które powinno być wygodne zarówno dla Bita, jak i dla mnie. Zrezygnowałam z ochraniaczy, ponieważ nie planowałyśmy żadnych skoków, a także dlatego, że wybrałyśmy jedną z najłatwiejszych tras, która nie zawiera innych trudności terenowych. Podczas takiego niezbyt forsownego wypadu były nam zbędne. Obładowane sprzętem wróciłyśmy do stajni i ubrałyśmy w to wszystko nasze konie. Bit pozwolił się osiodłać bez odstawiania jakichś większych ekscesów. Pozostałe konie również nie sprawiły większych problemów, choć Just Love trochę się wiercił, chcąc wyciągnąć z kieszeni Cati ukryte tam kawałki jabłka.
W końcu jednak wszystkie trzy konie zostały wyprowadzone przed stajnię. Wsiadłyśmy na nie i przez bramę wyjechałyśmy z podwórza. Jadąc stępem, rzadko uczęszczanymi drogami, w dwadzieścia minut dotarłyśmy do Bałtyckiej Zatoki (Rysual zbliża ludzi i tajemniczymi sposobami zmniejsza odległości Very Happy). Przed udaniem się na szlak, wjechałyśmy na teren Bałtyckiej, aby poinformować Karuchnę o naszych treningowych planach. Przywitałyśmy się z nią i uzyskałyśmy aprobatę co do wjazdu na wybrany przez nas Szlak Pod Ostrogami.
Nie zwlekając, wyjechałyśmy z Bałtyckiej Zatoki, tym samym rozpoczynając naszą dwuipółgodzinną wędrówkę. Udałyśmy się na południowy zachód od stadniny. Ustawiłyśmy się w jako-taki zastęp, uwzględniając charaktery naszych rumaków. Pierwszy szedł najbardziej doświadczony Demon, drugi - Just Love, a trzeci Little Bit, który podczas galopu mógłby nie mieć ochoty na wyhamowanie, gdyby pozwolić mu iść pierwszemu. Jadąca pierwsza Kana miała przy sobie mapę na wypadek, gdybyśmy pogubiły się na trasie. Nie było to jednak zbyt prawdopodobne, gdyż szlaki były bardzo dobrze oznakowane. Little Bit cały czas rozglądał się wokoło po nieznanej mu okolicy i czujnie nasłuchiwał. Raz zdarzyło mu się odskoczyć, kiedy z przydrożnych zarośli wyleciało kilka ptaków, jednak ogólnie szedł ''w miarę''. Na razie jechałyśmy dość energicznym stępem. Zamierzałyśmy jechać w tym chodzie aż do mostu na rzece Zimnej. Na razie jednak nasza ścieżka wiodła przez dość gęsty las. Mimo słonecznej pogody, tutaj było nieco ciemniej, a dróżka stała się węższa. Zrobiło się ciaśniej. Jednak Bit bez oporów kroczył tą ścieżką, nie dostał żadnych klaustrofobicznych odczuć. Kawałek dalej drzewa trochę się przerzedziły. Ścieżka prowadziła teraz w dół, dlatego z oddali dostrzegłyśmy rzekę Zimną. Z tej odległości wyglądała jak niebieskozielona wstążka, jednak w miarę zbliżania się mogłyśmy zauważyć coraz więcej szczegółów. Przybrzeżne płycizny Zimnej porastało gęste sitowie. Silny nurt rzeki, a także wiatr, sprawiały, że tafla wody marszczyła się, a odbicia drzew na niej migotały i poruszały się. Kana zauważyła nawet kołującego nad nami jastrzębia. W tych okolicach nie był to częsty widok. Niestety, nieuchronny koniec zachwytów nad naszym otoczeniem nastąpił, kiedy dojechałyśmy do mostu, przez który musiałyśmy się przeprawić. Przez głośny szum wody pod nami konie nie były zachwycone perspektywą pokonania tej ''podejrzanej'' konstrukcji. Jednakże Kanie udało się zachęcić Demona do przejścia przez niego. Wałach bez problemu pokonał most, co przekonało Just Love'a i Little Bita, że chyba jednak nic ich nie zje. Podeszli do mostu raczej nieufnie i ostrożnie, ale ponieważ nie stało im się na nim nic strasznego, szybko z powrotem nabrali pewności siebie.
Po przekroczeniu mostu na Zimnej ruszyłyśmy kłusem. Trasa naszego szlaku prowadziła teraz wzdłuż Morawieckiego Potoku. Pomimo dających cień drzew, było mi dość ciepło, więc zdjęłam bluzę, pozostając w ulubionym i stanowczo zbyt sfatygowanym t-shircie. Odcinek trasy, na którym się znajdowaliśmy, nie wymagał od konia zbyt wielu starań, nie znajdowały się na nim nawet najmniejsze trudności. Było cudownie - ptasie trele, szum wiatru w koronach drzew, muzyka lasu. Pozwoliłam moim myślom odpłynąć. Jednak nie na długo, ponieważ Little Bit nagle szarpnął łbem i zmusił mnie do powrotu na ziemię. Okazało się, że na mijanej przez nas polanie znajdowało się stadko saren. Bit postawił uszy i patrzył na nie z wyraźnym zainteresowaniem, podobnie jak Just Love. White Demon chciał nawet do nich podejść, ale nasza ścieżka skręciła akurat w odwrotnym kierunku, co zniweczyło jego plany. Ponieważ do przełęczy Rębowskiej było jeszcze daleko, a przed nami zajdowała się dość równa, prosta droga, postanowiłyśmy więc pojechać kawałek galopem. Działając dosiadem i łydkami zachęciłam Bita do przejścia do galopu. Zareagował natychmiast. O ile wcześniej za bardzo nie rwał się do przodu, to teraz miałam wrażenie, że chciałby tylko pędzić i pędzić. Jednak skutecznie uniemożliwiał mu to zad Just Love'a, od którego wolał utrzymywać się w bezpiecznej odległości. To sprawiało, że nie mógl rozwinąć zbyt dużej prędkości. Zwłaszcza, że kawałek dalej Kana dała nam sygnał, żebyśmy zwolniły, bo zbliżamy sie do przełęczy Rębowskiej, przez którą miałyśmy przeprowadzić konie w ręku. Przeszłyśmy do kłusa, a następnie zatrzymałyśmy konie i zsiadłyśmy z nich. Podczas przeprowadzania przez przełęcz konie szły w miarę pewnie, mimo iż trasa prowadziła z górki.
Po pokonaniu Rębowskiej z powrotem wpakowałyśmy się w siodła i ruszyłyśmy dalej kłusem. Kawałek dalej, tuż za najbliższym zakrętem, naszym oczom ukazał się potok Morawiecki. W pobliżu niego znajdowało się schronisko Rębowe. Ponieważ nasze konie podczas pokonywania Zimnej nie były szczególnie zadowolone z przechodzenia przez most, postanowiłyśmy przejechać przez wodę. W wyznaczonym miejscu obok schroniska było raczej płytko, a nurt potoku nie był zbyt silny. Wchodzenie do wody dostarczyło naszym wierzchowcom znacznie mniej niepokoju niż przejście przez most. Wszystkie trzy chętnie zanurzyły się w chłodnej wodzie sięgającej im mniej-więcej do stawów skokowych. Po wyjściu z potoku dalej podążaliśmy naszym szlakiem. Za nami była już mniej-więcej jedna trzecia trasy. Teraz miałyśmy przed sobą kolejny taki odcinek. Zmierzałyśmy na północ, ku wodospadowi Oktawa. Jechałyśmy stępem, widząc przed sobą wyraźne kontury Szpiczaka i Strzemieniaka. Po naszej lewej stronie znajdowały się skalne ściany Małej i Wielkiej Ostrogi. Nasz szlak prowadził niewielką dolinką między nimi, a niewysokim, zalesionym wzgórzem. Little Bit, jak i jego koledzy zachowywali się dosyć spokojnie. Ścieżka była dość szeroka, więc zamiast w zastępie, jechałyśmy obok siebie, rozmawiając o wszystkim i o niczym, ze zdecydowaną przewagą tego drugiego. Po jakimś czasie zobaczyłyśmy wreszcie przed sobą jedyny w Podkowach wodospad - Oktawę. Już z pewnej odległości słyszałyśmy szum spływającej wody. Ponad dwudziestometrowy wodospad zrobił na nas duże wrażenie, jednak postanowiłyśmy nie zatrzymywać się.
Dalej jechałyśmy wzdłuż Tęczowego Potoku. Woda aż zachęcała do tego, aby do niej wejść, lecz odstraszał od tego silny nurt i nieznana nam głębokość. Ponieważ w tym miejscu ścieżka była szeroka, a las niezbyt gęsty, już z daleka mogłyśmy dostrzec most, do którego niedługo dojechałyśmy. Nasze wierzchowce zapamiętały chyba, że podczas przejeżdżania przez poprzedni nic im się nie stało, bo Demon przeszedł brzez niego bardzo spokojnie. Just podszedł do mostu raczej ostrożnie, ale obyło się bez większych ''scen''. Little Bit, idąc za przykładem Demona, raźnym kłusem pokonał most.
Stępem pokonałyśmy dalszą część drogi wiodącą prosto do Bałtyckiej. W miejscu, w którym nasz szlak kończył się, skręciłyśmy na polną drogę prowadzącą do Deadrei. Piętnaście minut później byłyśmy już na miejscu. Rozsiodłałyśmy konie i sprawdziłyśmy ich grzbiety i nogi pod kątem otarć i cieplejszych miejsc. Zarówno u Little'a, jak i Demona i Just Love'a wszystko było w porządku. Następnie odprowadziłyśmy konie na pastwisko, by mogły oddać się zasłużonemu wypoczynkowi.
Post został pochwalony 0 razy
|
|