Skrzydło
Dołączył: 22 Wrz 2011
Posty: 86
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 19:41, 22 Paź 2011 Temat postu: Przyjazd do Apocalyptici |
|
|
Dziś jest ten wielki dzień, kiedy to Skrzydełko będzie w posiadaniu konia wyścigowego. No co? Oj no dobra… Może nie konia, ale zebry . Wyścigowej, a jakże. Może, kiedyś, w dalekiej przyszłości.
Dzisiaj miała przyjechać Merewen Alasseë Tasartiv Telperiën, dalej nazywana Matt (skrót od mojego jakże pomysłowego imienia). Klaczka ma pół roku i już jest odstawiona od mamusi, aby nie było problemu z jej transportem.
Pojechałam do zoo, gdzie aktualnie przebywała mała.
- I jak tam przygotowania? – zapytałam kierownika zoo, który właśnie wyszedł z oddzielnego dla małej wybiegu.
- Bardzo dobrze. Mała już jest prawie gotowa. Na wszelki wypadek zabezpieczamy ją w ochraniacze transportowe i derkę, aby się nie poobcierała.
- Świetnie. Odwiozę to panu jak najszybciej.
- Nie ma sprawy.
Po chwili mała wymaszerowała w asyście swojej second opiekunki. First oczywiście jestem ja. Mała kwiknęła krótko na mój widok. Podeszłam do niej i pogłaskałam po wyciągniętym pyszczku.
- Jak ty śmiesznie wyglądasz!
Małą przyozdobiona była w dość spore ochraniacze i derkę, jednak nic nie plątało jej się pod nogami. Z pod materiałów wychylały białe paski i brzuch, które były znakiem rozpoznawczym małej zebry. Zapomniałam dodać, że cała mała jest czarna. W białe paski.
Wzięłam uwiąż klaczki do ręki i zaczęłam prowadzić do przyczepki. Zeberka zawahała się, kiedy zobaczyła ogromną jak dla niej rampę, jednak sianko i garść owsa w wiadrze wciągnęły ją do środka. Przydało się również światło wypływające z wyjścia dla ludziów.
- Dobry zwierzaczek. – pochwaliłam ją za pierwsze wchodzenie do przyczepy. Mała zaczęła skubać sianko i zażerać się owsem, który po chwili zniknął. Klapa z tyłu była już zamknięta.
Ostatni raz pogłaskałam ją po puchatym nosku i zamknęłam drzwiczki.
Pożegnałam się i podziękowałam za zebrę właścicielowi, złożyłam podziękowania również opiekunce i wsiadłam do samochodu. Ostrożnie ruszyłam i pojechałyśmy do stajni.
Tam dopadł mnie Nojec.
- No już, szybko, wyprowadzaj tego cudaka! – nie usłyszałam nawet zwykłego „siemka”.
- Cześc Noju. Spokojnie. Nie gorączkuj się, bo ci szczęka spadnie, jak ją zobaczysz.
- No, ja otworzę, a ty ją wyprowadź, bez derki i ochraniaczy, dobrze?
- Oczywiście pani właściciel stajni. – zasalutowałam.
Weszłam do przyczepy i pogłaskałam małą, która szczeknęła, kiedy zobaczyła światło. Zdjęłam z malucha derkę, ochraniacze i wyrzuciłam je prez wejście. Odwiązałam uwiąż i powiedziałam, jakże cicho:
- OTWIERAĆ!
Noju nie cackała się i za moment przyczepa stała otworem. Matt bez zastanowienia zaczęła się wycofywać. Po chwili stanęła w pełnym światle dnia. Szczęka Noja została zgubiona gdzieś w Chinach. Szukała jej, aby cokolwiek powiedzieć. Po chwili wybuchła takim śmiechem, że aż mała się wystraszyła.
- Pogięło cię? Zebre mi straszysz! – powiedziałam na nia zła i pogłaskałam malutką na uspokojenie.
- Skądś… ty… wytrzasnęła… takiego… cudaka? – zapytała mnie.
- Z Zoo. – powiedziałam i zrobiłam obrażoną minę.
- Jeszcze zobaczysz, jak ona będzie biegać na torach. – wystawiłam parskającemu raz po raz Nojowi język.
- Tak tak. I wszyscy będą mówić, że oto cudak znajduje się na ostatniej pozycji. Wyobrażasz sobie, że będzie inaczej?
- Tak. Uważam, żę ona będzie mistrzem. Wystarczy codzienny trening i trochę chęci. Ma smykałkę do biegu, więc wiesz. Jak dla mnie to może i być szetlandem, ważne, że ma do czegoś serce.
- Też prawda. – (zamyślony Noj).
- To my idziemy do boksu. Klaczka powinna mieć dużo ruchu, więc jak tylko się oswoi, to za godzinę-dwie pójdzie na wybieg.
- Ależ oczywiście. Klient nasz pan.
A oto i pierwszy pamiątkowy rysunek:
Post został pochwalony 0 razy
|
|