Cochise
Dołączył: 23 Wrz 2011
Posty: 28
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 17:48, 02 Paź 2011 Temat postu: Trening kondycyjny z Golden Tress'em i Skrzydłem [by Merisa] |
|
|
Wstałam chyba o 7. Na dworze świeciło słońce, całe wzgórze zasypane było, gdyż nocą padało i przydałoby się odśnieżyć. Wyszłam na dwór. Było gorzej niż myślałam – przed biurem było z 10 cm śniegu nie licząc tego, który już był. Wzięłam więc łopatę i po kilkudziesięciu minutach wszystko było ładnie odśnieżone. Przyjechała Skrzydlata z Goldenem. Dobrze, że odśnieżyłam parking, bo z pewnością zakopałaby się na dobre. Wyprowadziłyśmy ogiera i zaprowadziłyśmy przed stajnię. Poszłam po Karata. Był sobie na pastwisku, podczas gdy ja energicznie wymachiwałam łopatą. Karat potarzał się w śniegu. Pozostałe ogiery, gdy ujrzały, że zabieram go z pastwiska pogalopowały w naszą stronę. Myślałam, że cieszyły się, że widzą mnie i w oddali obcą osobę, aczkolwiek one podążały ku otwartej bramce. Bramkę miałam metr za sobą więc szybko domknęłam. Dałam każdemu koniowi po smakołyku i poszłam przed stajnię. Av się zdenerwował i zaczął głośno rżeć. Po chwili się uspokoił.
-Więc jakie mamy plany? - Spytała Skrzydlata czyszcząc Golden Tressa.
- Najpierw jakaś rozgrzewka niedaleko pastwisk, potem galop i może mały wyścig? - Zaproponowałam otrzepując grzywę karosza ze śniegu. Szybko wyczyściłyśmy wierzchowce, a po krótkiej chwili były już osiodłane. Wzięłyśmy wodze w ręce i poszłyśmy na wolną przestrzeń. Weszłam na niewielki pagórek, z którego widać było jezioro oraz cały teren otoczony murkiem.
-Tutaj zaczniemy rozgrzewkę -Wsiadłam na Karata. Golden nieco się powiercił, był w nieznanym miejscu, więc nic dziwnego, że się niepokoił. Przytrzymałam go trochę, aby przestał się przekręcać. Gdy byłyśmy już na grzbietach ruszyłyśmy do stępa. Obydwa konie ciągnęły się ledwo, więc dodawałam łydki, aby przyspieszył. Jakoś się udało, Golden, gdy zobaczył Karata energicznie stępującego ruszył szybciej do zadu karosza. Robiłyśmy koła nieopodal pastwisk. Dało się słyszeć gniewne rżenie Avaniousa, który domagał się swoich praw. W końcu z jakich racji wzięłam Karata, a jego nie? Świat jest bardzo niesprawiedliwy...czasami. Po rozruszaniu koni popędziłyśmy do kłusa. Karat ledwo co przebierał nogami, dlatego postanowiłam pomóc sobie palcatem. Pomogło. Skrzydlata z Goldenem również ruszyli stępem, w zasadzie kasztan sam szedł za ogierkiem. Gdy stali obydwaj przy stajni widać było różnicę we wzroście, niewielką, ale jednak. Karat był nieco mniejszy od Tressa. Po kilku kołach kłusa ponownie stęp. Av w dalszym ciągu rżał.
-No, to teraz trochę galopu – Zatoczyłam niewielką ósemkę. Skrzydlak skinął głową. Popędziłyśmy konie do galopu. Oba konie wystrzeliły przed siebie, że trzeba było je powstrzymywać. Koła robiłyśmy w tym samym miejscu, było to bardzo fajne miejsce, na pagórku, jednakże niezbyt dobre miejsce, gdy wieje, gdyż wysunięte jest. Po galopie rozpoczęłyśmy wyścig z lotnego startu z zakrętu. Zwrotny kasztan pierwszy wystartował, jednak Karat wyrównał z nim po kilku krokach.
Tymczasem w stajni jeden z opiekunów brał konie na czyszczenie. Avanious wykorzystując sytuację wyrwał uwiąz z ręki opiekuna i pogalopował za nami. Gdy usłyszałam dudnienie kopyt o śnieg odwróciłam się i spostrzegłam Avaniousa. Wraz ze Skrzylatą zaczęłyśmy zatrzymywać konie, Golden się dał, jednak Karat w dalszym ciągu biegł. Kiedyś biegł już tędy i wiedział, gdzie mniej więcej jest meta i dopiero za końcową kreską zachamował. Poddenerwowana zsiadłam z karosza i złapałam oldenburga. Koń zły, rżał i tulił uszy.
Co mu się stało? - Srzydlata podjechała do nas przyglądając się ogierowi, który nie miał zamiaru zostawiać sprawy bez wyjaśnienia.
- Też chciał pojechać, a gdy zobaczył nas, lekko mówiąc się zdenerwował. - Po szamotaninie puściłam w końcu siwka. Koń odwrócił się tyłem do mnie i pokłusował w stronę stajni. Dalej widziałam jak opiekun ganiał za nim z dyndającym się uwiązem, który podskakiwał na śniegu. Złapał konia i dalej znikli z pola widzenia.
- No to musimy zacząć od początku – Uśmiechnęłam się i ponownie ruszyłyśmy galopem. Karat był już nieco zmęczony, jednak nie dał się wyprzedzić kasztanowi więcej, niż pół długości. Pomimo zmęczenia pędził. Po chwili widać było kolejne zaznaczenie mety na śniegu. Karosz znacznie przyspieszył, chociaż gubił kroki. Kasztan nie dawał za wygraną i również galopował. W końcu końskie kopyta przekroczyły linię mety. Konie dosłownie wpadły na metę. Niestety trudno było określić, kto wygrał, dlatego zdecydowałyśmy się na remis. Zsiadłyśmy i w ręku wróciłyśmy do stajni. Konie były zgrzane, więc spacer dobrze im zrobił. Przy stajni rozsiodłałyśmy konie i wyczyściłyśmy. Zaprowadziłam wraz ze Skrzydlakiem Goldena do wolnego boksu, aby odpoczął, napił się i trochę pojadł, bo po takim wysiłku był z pewnością głodny, a my dwie poszłyśmy sobie do biura na ciepłą herbatę.
Post został pochwalony 0 razy
|
|