Cochise
Dołączył: 23 Wrz 2011
Posty: 28
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 17:52, 02 Paź 2011 Temat postu: Oklepowa praca na maneżu |
|
|
Jakiś czas nie było mnie u Karata i trzeba to nadrobić. Wczesnym rankiem przyjechałam do SC. Dziewczyny dopiero otwierały i były dość zdziwione tym, że mnie widzą. Weszłam do stajni i od razu pognałam do karego.
- Heej Karatku. - przywitałam się i dałam holsztynowi marchewkę. - Jak się dzisiaj miewasz? Tęskniłeś co? Przepraszam Cię kochany, ale nie mogłam się wyrwać.
Otworzyłam drzwi do jego boksu i w ciągu kilku sekund byłam już w środku. Głaskałam karego po głowie i szyi. Przytuliłam się do niego mocno. Po kilku minutach odsunęłam się i podeszłam do jego grzbietu. Czas na masaż. Długo trwał tenże zabieg. Starałam się robić to jak najprzyjemniej dla Karata. W końcu jestem mu to winna za tyle dni nieobecności. To już ostatni raz. Tak bardzo tęskniłam za tym koniem, że więcej już tego nie zamierzam powtarzać. Gdy tylko skończyłam udałam się do siodlarni. Zostawiłam tam smakołyki dla karego. Zabrałam je i wróciłam do miśka. Obdarowałam go nimi wszystkimi. Wcinał aż mu się uszy trzęsły Wink Poklepałam go po szyi, chwyciłam uwiąz. Podeszłam do niego, przypięłam karabińczyk i powoli wyprowadziłam pięknego z boksu. Przywiązałam go i kolejny raz poszłam do siodlarni. Zabrałam stamtąd zestaw toaletowy i ogłowie Karata. Planowałam go zabrać na maneż, ale na oklep. Szybko wyszczotkowałam lukrecjową sierść konia. Prędko też poszło mi z wyczesywaniem grzywy i ogona. Ładnie podawał kopyta, więc nie musiałam długo ich czyścić. Uwinęłam się ze wszystkim bardzo szybko. Założyłam mu ogłowie. Nie chciał wziąć wędzidła, ale po kilku próbach wreszcie łaskawie pozwolił je sobie włożyć do pyska. Chwyciłam wodze i wyprowadziłam go na zewnątrz. Przed budynkiem zręcznie wskoczyłam na jego grzbiet. Na początku chwilę wariował. Kręcił się w kółko, machał łbem. Uspokajałam go. Poskutkowało. Po chwili przestał i spokojnie ruszył stępem. Skierowałam go w stronę maneżu. Szedł chętnie do przodu, dość grzecznie. Co jakiś czas przyspieszał kroku i szarpał za wodze, ale to z pewnością efekt długiego nie chodzenia pod jeźdźcem. Byłam w stosunku do niego cierpliwa. Zawsze uspokajałam go. Bramę otworzyła nam jakaś dziewczyna która właśnie wychodziła. Oboje z ogierem podziękowaliśmy jej i weszliśmy. Karat stępował wzdłuż płotu. Cały czas co kilka kroków wariował. W każdym narożniku robiliśmy sobie woltę. Raz przeszliśmy przez drążki, a potem zmieniliśmy kierunek półwoltą. Jeździliśmy już od ponad 15 minut. Czas żeby trochę rozruszać karego. Dałam mu łydkę i cmoknęłam. Szarpnął łbem, strzelił z zadu, a potem wystrzelił galopem przed siebie. Co kawałek brykał. Nie mogłam go zatrzymać. Próbowałam wszystkiego, ale to nie przynosiło żadnych efektów. Jak galopował, tak galopował. Nawet trochę przyspieszał. Z moją równowagą było coraz gorzej. Ledwo trzymałam się na kruczym grzbiecie. Po wielu okrążeniach w szaleńczym tempie, zsapany ogier zwolnił do stępa.. To chyba tyle na dziś. Postępowaliśmy trochę aż ochłonął, a jego boki się wysuszyły. Przed bramą zeskoczyłam z niego. Aż do stajni prowadziłam go w ręku. Wolałam nie ryzykować, że znów coś odwali i jeszcze sobie zrobi krzywdę. W stajni dokładnie go wyczyściłam. Odstawiłam go do boksu. Niestety nie miałam już dla niego więcej smakołyków. Zeżarł wszystkie przed "jazdą". W zamian za brak przysmaków, ponownie go wymasowałam. Na końcu jak zwykle westchnął i trącił mnie pyskiem. Przytuliłam się do niego mocno.
- Kocham Cię Karatku...
Wyprowadziłam go na pastwisko i tam siedziałam z nim aż do wieczora. Sprowadziłam go do stajni, pocałowałam na pożegnanie w chrapki i wróciłam do Storma.
Post został pochwalony 0 razy
|
|