WSR Apocalyptica

Skrzydło

Usłyszałam że dzwoni telefon, zwlokłam się z łóżka i sprawdziłam godzinę.
-Co?! Jest dopiero szósta nad ranem... - Mruknęłam niezadowolona. Myślałam że chociaż dzisiaj w Wielką Sobotę się wyśpię zanim trzeba będzie iść z koszykiem do kościoła. Przechodząc między pokojami zapukałam do wszystkich pokoi by obudzić domowników. Potknęłam się niechcący o Sonica ale chyba mi wybaczy. Gdy dość głośno zapukałam do pokoju Emila usłyszałam kilka przekleństw a gdy zapukałam do Podkowy usłyszałam ciszę. Wzruszyłam ramionami i weszłam do biura. Spojrzałam na cztery telefony z pytaniem "Który dzwoni?". Podniosłam wszystkie po kolei ale to nie był żaden z tych. Przeklęłam i zaczęłam zbiegać na dół. Na trzech piętrach telefony stacjonarne były zepsute więc działał tylko jeden w salonie na parterze. gdy zbiegłam na dół chwyciłam telefon:
-Tak słucham?
-Nata? - Usłyszałam głos Marcepana. -Przepraszam że dzwonię na stacjonarny ale każdy biurowy był zajęty a mi się śpieszy.
-Mhm... Tak więc w jakiej sprawie dzwonisz?
-Nie pamiętasz? Powinnaś przyjechać dzisiaj po Ciasteczko. - Zbladłam, jak zwykle zapomniałam.
-Ymm... Tak, pamiętam. Będę u ciebie za... - Szybko obliczyłam czas w ile tam się jedzie - ... trzy godziny.
-Dobra, cześć. - Rozłączyła się.
Wbiegłam na górę.
-Ej! Emil! Podkowa! Szybko! Musimy odebrać Darcy i... Nakarmić konie. Szybko!
Chyba wstali i zaczęli się szykować bo słyszałam jak Emil spadł z łóżka i jak Podkowa otwiera okno. Otworzyłam szafkę w pokoju i wyjęłam z niej stare jeansy i bluzkę. Zdążyłam i wbiegłam przed Emilem do łazienki zatrzaskując mu drzwi przed nosem.
-Znów to samo... - Mruknął niezadowolony.
Przebrałam się i umyłam dość szybko. Wybiegając z domu złapałam klucze i bluzę oraz rzuciłam krótkie "Cześć". Sprawdziłam przyczepę która szczęśliwie była już podpięta pod samochód. Wsiadłam do auta, włożyłam klucze do stacyjki, odpaliłam samochód i ruszyłam w stronę stadniny Marcepana. Byłam zdenerwowana. Do tamtej stadniny jedzie się bardzo długo a lasy wokół Tevillo ciągną się przez kilka kilometrów. Gdy wyjechałam z lasu wjechałam do wsi. Po godzinie drogi wjechałam do dość sporego miasteczka. Po kolejnej godzinie już prawie dojechałam do stadniny. Gdy przekroczyłam bramę odetchnęłam z ulgą. Widziałam że Marcepan już czeka więc zaparkowałam samochodem gdzieś goło stadniny. Wysiadłam z auta i przywitałam się z Marcepanem.
-Cześć.
-Hey, klacz jest w stajni.
Poszłyśmy do Ciasteczka. Wyjęłam z kieszeni cukierka i podałam Darcy. Nie ufała mi ale wiedziałam że to się zmieni. Wzięła cukierka a ja ją wyprowadziłam. Przeszłyśmy kilka kółek na zewnątrz, potem zaczęłam zakładać jej ochraniacze gdy Marc ją trzymała. Ostrożnie wprowadziłam ją do przyczepy i zasunęłam zasuwy w przyczepie. Pożegnałam się z Marcepanem. Żałowałam że musi odejść al nie chciałam w to wnikać. Pojechałyśmy do Tevillo.
Po dotarciu do stadniny zawołałam Podkowę ponieważ Emil jeździł na Light a Daniel miał dzień wolny. Weszłam do przyczepy i trzymałam Pannę Flotsam. Gdy Podkowa otworzyła przyczepę Mała rzuciła się do tyłu, szybko ją wyprowadziłam gdyż wiedziałam że tak skacząc może jej się coś stać. Oprowadziłam ją dookoła a gdy się uspokoiła zdjęłyśmy jej szybko ochraniacze. Wprowadziłam klacz do boksu.
- Jeszcze wiele pracy przede mną... Spróbuję ją zajeździć w końcu ma już te trzy lata... - Westchnęłam i poszłam przestawić samochód.