Cochise
Dołączył: 23 Wrz 2011
Posty: 28
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 17:43, 02 Paź 2011 Temat postu: Ćwiczenia z różnymi przedmiotami [by Merisa] |
|
|
Weszłam do boksu Karata. Karosz właśnie był przy żłobie. Zapewne przed chwilą najazdł się i był gotowy do pracy. Poszłam szybko po kantar i uwiąz. Koń w boksie nie był w kantarze, na początku gdy przyjechał do Gold and Sapphire, teraz jednak w boksie stoi bez. Założyłam kantar, podpięłam uwiąz i wyprowadziłam go przed stajnię. W tej chwili rozpadało się i musiałam wrócić z nim, jednak do stajni. Tam go przywiązałam i poszłam po szczotki. Koń wyjątkowo się kręcił, próbował chodzić po stajni, jednak uwiąz nie pozwalał mu na to. Szybko go wyczyściłam. Wzięłam lonżę, przypięłam ją, uwiąz odwiązałam i odpięłam. Wzięłam ze sobą czaprak, palcat, sznurkowy, czarny kantarek i taki mój stajenny ręcznik. Wzięłam wszystko, poszłam z Karatem na halę. Zastałam tam Skrzydlatą na przejażdżce, a raczej treningu na swoim koniu, aczkolwiek właśnie kończyła, więc mieliśmy praktycznie całą halę na trening. Położyłam wszystko w rogu ujeżdżalni, sama z Karatem weszłam na środek i odpięłam lonżę. Koń mógł swobodnie pochodzić po hali. Karat nigdy nie miał na sobie sznurkowego kantara, ani nigdy nie miał bliższych styczności z czaprakiem, batem oraz palcate, jak i ręcznikiem rozpostartym. Najpierw wzięłam czaprak. Był to zwykły, biały czaprak. Zawołałam karosza. On najpierw spojrzał na mnie, po chwili podłusował. Pogładziłam go po szyi. Nałożyłam czaprak na grzbiet Karata. Z początku nie wiedział chyba o co chodzi, nie wiedział co ma zrobić, był nieco spięty i czujny. Pogłaskałam go i zaczęłam chodzić z nim po hali. Koń chodził za mną z czaprakiem, jednak wciąż był zaniepokojony. Poklepałam go. Wzięłam sznurkowy kantarek. Co prawda chciałam później go założyć, jednak chciałam puścić go na koło, aby w nim i z czaprakiem się oswoił. Gdy podprowadzałam go bliżej rogu nagle karosz bryknął zwalając tym samym czaprak z grzbietu. Gdy nie miał nic na grzbiecie od razu się rozluźnił, upokoił. Podniosłam czaprak i ponownie chciałam założyć na grzbiet, jednak koń zaczął sie ode mnie odsuwać. Podeszłam do niego szybszym, zecydowanym krokiem, pogłaskałam i powoli nałozyłam czaprak na grzbiet. Gdy miał go na sobie dałam mu smakołyk. Koń był nieco bardziej pewny, chyba pojął, że gdy pozwoli sobie mieć "to coś" na grzbiecie zostanie nagrodzony. Przeszłam się z nim poczym podeszłam do rogu hali. Koń tym razem nie bryknął, a grzcznie szedł za mną. Ściąnęłam czaprak, wzięłam sznurkowy kantar i podpiełam do niego lonżę. Przełożyłam lonżę przez szyję konia, aby nie odszedł, jednak nie kojarzył tego i gdy zaczęłam zakładać kantar zaczął natchmiastowo się oddalać. Przywołałam go z powrotem i ponowiłam próbę. Założyłam tylko nachrapnik. Nagrodziłam go. Zaczęłam zakładać nagłówek, jednak koń pnownie się spłoszył, a kantar spadł na ziemię. Podnioslam kantar wraz z lonżą i spróbowałam kolejny raz. Dał sobie założyć nachrapnik, jednak nagłówek nie, stulił uszy, zarżał i chciał odejść, jednak przytrzymałam go i stanowczo założyłam nagłówek za uszy. Od razu wyciągnęłam kawałek jabłka i podałam Karatowi. Koń zjadł smakołyk. Zchlił głowę i zaczął ocierać nos o prawą przednią nogę. Przeszłam się z nim dookoła ujeżdżalni. Wzięłam palcat. Przejechałam nim najpierw po grzbiecie. Koń odsunął się. Przystrztmałam go i ponownie przejechałam po grzbiecie. Nie ruszył się. Nagrodziłam karosza i ponowiłam próbę zaczynając tym razem od dolnej części szyi do łopatki, przez brzuch aż do zadu. Ogier był lekko zaniepokojony, jednak podałam mu smakołyk i nabrał pewności. Powtórzyłam to z rugiej strony. Koń już nie bał się, stał spokojnie, aczkolwiek co jakiś czas ocierał głowę i przednią nogę. Zapewne miał zamiar pozbyć się kantara. Pogłaskałam go. Na koniec wzięłam ręcznik. Zdjęłam najpierw kontar i odpięłam lonżę. Rozpostarłam ręcznik obok konia. Ten spłoszył się trochę, jednak powrócił i powtórzyłam ćwiczenie. Kilkakrotnie spłoszył sięm, jednakże po chwili mogłam spokojnie chodzić z rozpostartym ręcznikiem. Nagrodziłam ogiera. Pozwoliłam mu trochę pobiegać, ja zaś zaczęłam zabierać wszystkie rzeczy. Na koniec zawołałam Karata, założyłam mu normalny Kantar i wyszłam. Trzymałam rękę na szyi, koń podążał za mną, bez lonży czy uwiązu. Najpierw wyczyściłam konia, zaniosłam rzeczy, potem pogłaskałam karosza i dałam mu kawałek marchewki. Zaprowadziłam go na pastwisko i udałam się do stajni.
Post został pochwalony 0 razy
|
|