Eviline
Dołączył: 04 Sty 2014
Posty: 133
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 15:36, 05 Sty 2014 Temat postu: 2400m [by Cochise] |
|
|
Od samego rana siedziałam w Deandrei. Najpierw ujeżdżenie z Gracją, teraz czas zabrać Secretariata na tor. Podeszłam do niego i dałam mu marchewkę. Odkąd jest w Deandrei, zrobił się jakiś spokojniejszy, nie wariuje już tak. Może to towarzystwo koni wyścigowych obok niego tak na kasztanka wpływa? W każdym bądź razie, zaprzyjaźnił się ze swoim pół bratem Sugarem. Jemu też dałam marchewkę, bo patrzył na mnie takim proszącym wzrokiem. Pogłaskałam oba ogiery i weszłam do boksu Reda. Stanęłam przy jego grzbiecie i zaczęłam go masować terapią T-Touch. I tak był już rozluźniony, ale masażu nigdy za wiele. Po zakończeniu zabiegu, ogier tylko głośno westchnął i trącił mnie pyskiem, jakby w podziękowaniu. Wyszłam z jego boksu i poszłam do siodlarni. Zabrałam cały potrzebny mi sprzęt (siodło, ogłowie i zestaw toaletowy). Mając te wszystkie rzeczy, ruszyłam znów do mego dużego rudzielca. Wyglądał ponad drzwiami boksu i czekał na mnie. Kiedy tylko znów mnie ujrzał, bardzo głośno zarżał, prawie cała stajnia pewnie go usłyszała. Odłożyłam wszystko przy jego boksie i podeszłam do niego.
- Co malutki? Stęskniłeś się już? Przecież nie było mnie tylko pięć minut.
Na pocieszenie, długo go głaskałam. Dobra, koniec tego dobrego, czas przygotować się do ciężkiej pracy. Wzięłam uwiąz, otworzyłam drzwi boksu i weszłam do środka. Pogłaskałam Biga po chrapkach i przypięłam karabińczyk do kantara. Nawet nie musiałam ciągnąć ani nic ,bardzo chętnie sam wyszedł przed boks. Pochwaliłam go i przywiązałam. Zamknęłam drzwi i zaczęłam czyścić kasztanka. Wszystko tak jak zwykle, najpierw sklejki, potem szczotkowanie, czesanie ,no i kopyta. Szybko poszło, odkąd tu jesteśmy, rudy zachowuje się jak jakiś aniołek. Ale to dobrze, nie zachwycało mnie to jego wyrywanie nóg. Gdy skończyłam wszystko, zabrałam się za kiełznanie i siodłanie. Secuś ciągle traktował wędzidło jak swojego wroga nr 1 i sprzedał mi niezłego kopniaka przy wkładaniu mu go do pyska. Au... Skarciłam go i zapięłam wszystko przy ogłowiu. Chwyciłam siodło i położyłam mu je na grzbiecie. Teraz nie zgłaszał żadnych sprzeciwów i stał bardzo spokojnie. Zapięłam popręg. Poklepałam go po szyi, sprawdziłam czy wszystko jest ok, zabrałam palcat i wyszliśmy na zewnątrz. Jakiś stajenny podsadził mnie i chwilę później siedziałam już na grzbiecie mojego dużego rudzielca. Usiadłam wygodnie, dałam mu łydkę i stępem ruszyliśmy na tor. Spacerowaliśmy sobie spokojnie i wreszcie naszym oczom ukazał się tor wyścigowy.
- Wooow... Mega wypasiony ten tor co Redziu?
Big zarżał, jakby chciał potwierdzić. Dzisiaj czekał nas samotny trening, ale jutro będziemy mieć nauczycieli, Eszaga i Sidney'a. Czas żeby tatuś nauczył czegoś synka. Miły ktoś, złapał Seca za wodze i wprowadził na tor. Zauważyłam też stoper w jego ręce.
- Witaj. Na dzisiejszym treningu rządzę ja i robisz wszystko co Ci każę, jasne? - powiedział do mnie.
Pogadaliśmy chwilę, dowiedziałam się, że to jakiś trener, który miał dzisiaj popracować z jakimś koniem, ale odwołali w ostatnim momencie, kiedy on już był w Dean. No i zauważył nas, że jesteśmy sami. Postanowił pomóc. Podziękowałam mu i robiłam wszystko co kazał.
- Na początek, zróbcie sobie dwie rundki kłusem po całym torze.
Jak kazał, tak też zrobiliśmy. Na początek jednak, włożyłam nogi w strzemiona i zrobiłam półsiad. Cmoknęłam i ogier zakłusował. Nie znoszę anglezować, siedząc na siodle wyścigowym, ale trener się czepiał. Byłam meeega zua. No, ale anglezowałam. Tymczasem Secretariat był bardzo zadowolonym koniem. Rozglądał się dookoła, bacznie obserwował inne trenujące konie. Zawsze trenował sam, a tu nagle tyle zwierzaków dookoła. Zaszokowany był chłopak. Na zakrętach trochę wariował. Szarpał głową i machał tylną nogą jakby chciał kogoś kopnąć, a za nami nikogo nie było. Uspokajałam go, ale on miał to gdzieś i dalej swoje. Przejechaliśmy całe dwa okrążenia. Trener podszedł do nas i zatrzymał rudego, łapiąc go za wodze.
- Bardzo dobrze, uspokajaj go na tych zakrętach, bo coś go tam drażni. Dobra, teraz zróbcie sobie rundkę bardzo spokojnym galopkiem, aż do tamtego zakrętu, potem kłus.
Oczywiście panie trenerze, jak pan każe.. Cmoknęłam kilka razy i Sec zagalopował. Musiałam go mocno przytrzymywać, bo chciał przyspieszyć. Teraz na zakrętach było już ok, w 100% skupił się na bieganiu. Mijając wskazany zakręt, ściągnęłam wodze i kasztanek wrócił do kłusa. Anglezowałam zniesmaczona i dotarliśmy do pana T.
- Okej, no to teraz galopujecie powoli aż do tamtego zakrętu, a potem pędzicie przed siebie.
Na reszcie coś fajnego do roboty ;D Cmoknęłam kilkukrotnie, rudy ruszył galopem. Trzymałam go, żeby szedł powoli. Zakręt zbliżał się wielkimi krokami. Niecierpliwiłam się bardzo. I... już! Pogoniłam Seca i puknęłam go palcatem.
- Dawaj Sec! Pokaż im kto na tym torze jest mistrzem!
Kasztanek wystrzelił jak strzała przed siebie. Pędził jak wiatr.
- Wooo Hooo!
Cwałowaliśmy na łeb, na szyję. Kiedy przed nami pojawiał się jakiś koń, Big Red, zbierał się w sobie i ruszał jeszcze szybciej. Wyprzedzał, a potem oddalał się na bezpieczną odległość i zwalniał. Hehe, cwane. Pochwalałam go za każdym razem, gdy tak robił, z nadzieją, że zastosuje ten manewr na torze. Udało nam się wyprzedzić cztery konie. Ich dżokeje z niedowierzaniem obserwowali nas, pędzących szybciej niż wiatr. Na horyzoncie pojawił się T. Patrzył na nas z banankiem na twarzy.
Pogoniłam jeszcze ogiera i minęliśmy go zasuwając ponad 50km/h. Ściągnęłam mocno wodze i Secret zwolnił do stępa. Zawróciłam go i cofnęliśmy się kawałek.
- Świetny koń, mogę poznać jego rodziców?
- Ojciec to Sidney's Candy, a matka Sonador.
- Koń ma do tego talent, z pewnością odziedziczony po rodzicach. Będzie z niego gwiazda wyścigów konnych, tylko potrzebuje dobrego trenera. Co powiesz na współpracę?
- Muszę to jeszcze przemyśleć. Możemy kontynuować trening?
- Oh, tak. Zróbcie jeszcze jedną rundkę, to było coś wspaniałego. Od dawna trenujecie?
- Od tygodnia.
- No.. Nieźle. Dobra my tu gadu-gadu, a Sec czeka. Do roboty.
Ruszyliśmy kłusem, zawróciłam kasztana i ruszyliśmy mega leniwym galopem. Ogier szarpał się. Chciał pokazać co potrafi. Ale musiał poczekać do zakrętu. Jeszcze cztery foulee, trzy... dwa... jedno... i GO! Puściłam wodze, pogoniłam Seca i szturchnęłam go palcatem. Poleciał bardzo szybko do przodu. Zasuwał cały czas tak samo szybko. Przyspieszał tylko po to, żeby wyprzedzić jakiegoś konia. Ale potem nie zwalniał. Nadawał zabójcze tempo, na końcówce zaczęłam go zwalniać, bo bałam się żeby mu się nic nie stało. Zrobiliśmy jeszcze raz te 2400m.
- Doobrze. - powiedział T. i poklepał kasztanka po szyi. - Postępujcie teraz, daj mu odpocząć.
Zebrałam wodze i zachęciłam rudzielca do stępa po torze. Szedł chętnie, był bardzo zmęczony. Trener nagle nas zawołał i kazał wracać. Zawróciłam konia i podjechaliśmy do niego. Pożegnał się i podziękował za wspólny trening. Wróciłam do stajni, wyczyściłam mojego wyścigowca i odstawiłam go do boksu.
Post został pochwalony 0 razy
|
|